wtorek, 12 listopada 2013

Świąteczny listopad

Listopad mija nam szybko - i dobrze, bo to chyba najmniej przyjemny miesiac roku. Pogoda nas rozpieszcza, wciaz mamy duzo slonca i pogodnych dni.
Za nami Dzień Wszystkich Świętych. Byliśmy na grobach moich dziadków w Kociszewie, i na grobach dwóch wujków w Pabianicach.  Dla chłopców to były wyjątkowe wydarzenia. Nastepne dni urządzali symboliczny grób dla Lorda, ktory odszedł od nas ponad miesiac temu.
Wczoraj natomiast, z  okazji Dnia Niepodległości  bylismy zwiedzić schron przeciwlotniczy, zobaczyć atrakcje w Manufakturze, ale najwiekszym wydarzeniem byla defilada slużb mundurowych i orkiestra przy Katedrze Łódzkiej.
W szkole u chlopcow duzo sie dzieje, ciagle maja jakies atrakcje, kino, sniadanie daje moc, halloween, wizyta policjantow, wycieczka do Lasu Łagiewnickiego, biblioteka, owocowy dzien... i juz wiecej nie pamietam... i pewnie nie wiele sie zmieni, bo za chwile Andrzejki, Mikolajki, swieta... i znow skonczy sie rok. A poki co czekamy na śnieg :)

Gotowi na Halloween

W schronie przeciwloniczym

Coffeheaven w Manufakturze

piątek, 25 października 2013

Żona czy kobieta?

Wiktor: Żeby mieć dzieci to trzeba mieć żonę
Staś: Po co Ci żona? Wystarczy kobieta.

Chłopcy lat prawie 6.

czwartek, 24 października 2013

Naturalne konsekwencje - warsztaty "Aktywna rodzina"

Wczoraj wzięłam udział w ostatnich warsztatach z cyklu „Aktywna rodzina” które poprowadziła Dorota Zawadzka, znana jako Super Niania. http://aktywnarodzina.org/warsztaty
Warsztaty rozpoczęły się prezentacją programu Socatots – piłkarskie maluszki – aczkolwiek miły, młody człowiek nie zrobił furory i mnie z pewnością nie zachęcił do udziału w tych zajęciach. Następnie pani Katarzyna Siuda przedstawiła w skrócie prezentację1000 dni  nt. żywienia dzieci do lat trzech. Prezentacja była ciekawa, ale ze względu na wiek moich dzieci już mnie nie dotyczyła. Szczegóły na stronie www.1000dni.pl
Trudno tak naprawdę znaleźć słowa które opisałyby ogrom emocji z wczorajszego spotkania.  Było cudnie. Dorota Zawadzka jest wspaniała, wygląda bardzo młodo,  dużo młodziej niż na wizji. Uwielbiam jej  słuchać, uwielbiam jej  poczucie humoru. Wciąż jestem pełna dobrej energii jaką wczoraj otrzymałam. Przed rozpoczęciem warsztatów pisała post na swojej fan-page z tableta :)
Wczorajsze spotkanie było dla mnie bardzo  budujące. Oglądałam wszystkie odcinki Super Niani i Świat według dziecka. Zawsze miałam niedosyt – tak jak wczoraj :) Ale przy wychowaniu chłopców wiele razy kierowałam – a właściwie wciąż się kieruję radami Super Niani. Ostatnia seria przypadła już na pierwszy rok mojego macierzyństwa. Wczoraj upewniłam się  w przekonaniu, że jestem dobrą mamą. Kocham swoje dzieci, rozmawiam z nimi, szanuję ich emocje. Idealna nie jestem, ale nikt z nas nie jest idealny.
Nie dowiedziałam się w sumie niczego nowego, ale być tam i słuchać to była czysta przyjemność. Dorota Zawadzka mówiła o poszczególnych etapach rozwoju dziecka. Największy jednak nacisk kładła na emocje dzieci. Mówiła jak sobie radzić ze złymi emocjami. Że trzeba uszanować każde emocje. W skrajnych przypadkach, mówiła, należy sobie wyobrazić siebie w danej sytuacji i zastanowić się, jak chcielibyśmy być potraktowani. Jak nie wiesz, jak się zachować – zachowuj się przyzwoicie. Bądźmy wobec siebie uprzejmi.  Poznaj własne dziecko, poznajcie się nawzajem.
Miałam też szansę zapytać,  jak poradzić sobie z bałaganem w pokoju chłopaków – i otrzymałam odpowiedź, teraz tylko trzeba wprowadzić teorię w życie. A złota rada Doroty brzmi: naturalna konsekwencja.  
Poznałam wczoraj fantastyczną dziewczynę, Sylwię, która poratowała mnie kartkami oraz jest autorką zdjęć  :) Sylwia, dziękuję i do szybkiego zobaczenia! Udało mi się też zdobyc książkę i mam oczywiście autograf :)
Wczoraj wieczorem oglądałam tez Polsat News ze studia w Łodzi, gdzie gościem była Dorota Zawadzka (pojechała tam prosto z warsztatów) i Dorota Dziamska. Nie wiem, kim ta pani jest, ale zapamiętałam z tego programu dwa słowa: „socjotechnika” i „tak” po każdym zdaniu. To jest żenujące, i trudno nazwać to dyskusją. To taka myśl na temat wczorajszego programu.


Na koniec mam taką refleksję: dla mnie bycie mamą to ciągła walka i praca przede wszystkim nad sobą. Walka, żeby być dla swoich dzieci dobrym człowiekiem. 


 








środa, 23 października 2013

Czy to jest miłość??


Wiktor: Nadia chyba juz nie jest we mnie zakochana.

- Dlaczego tak sądzisz - pytam.

- Bo mnie już nie maltretuje jak małpę - odpowiedział.

poniedziałek, 21 października 2013

Magiczny Pan

W sobote bylismy na koncercie SALUTE TO QUEEN w Atlas Arenie. Dla chłopców to byl pierwszy w zyciu prawdziwy rockowy koncert.  Trudno opisac ich zachwyt. Wszystko bylo wspaniale: wielkosc hali, ilosc ludzi, scena, przygotowania dzwiekowcow, proba swiatel a potem sam koncert. Mialam troche obawy, czy chlopcy wytrzymaja caly koncert, ale wytrzymali, i zachowywali sie bardzo dobrze. Najwieksza atrakcja byl Magiczny Pan - czyli sam Freddie Mercury (wyswietlany w technice 3D), ktory prowadzil caly koncert, z którym "rozmawiał" Wojtek Cugowski. Po koncercie zeszlismy na plyte głowna, zakupilismy cd zespołu Bracia "Tribute to Queen" oraz zdjecia. Udalo sie nam otrzymac autograf Gienka Loski. Potem juz pojechalismy, zroblo sie pozno i nie chcialam przedluzac chlopakom wieczoru. Kolezanka zebrala dla nas jeszcze autografy braci Cugowskich i perkusisty.
Cala niedziele chlopcy bawili sie w koncert. Od bladego switu do nocy sluchalam We will we will rock you - powyciagali dawno nie uzywane gitary, z roznych elementów wyposażenia domu zrobili perkusje, klawiatura i stray laptop sluzyly do ustawiania dzwiekow i swiatel :) Przypuszczam, ze zabawa bedzie trwala dalej, ku przerazeniu Angelki, ktora kolejny ranek zaliczyla wczesna pobudke z Queen :)
Ciesze sie, ze chlopcy mogli uczestniczyc w takim wydarzeniu. Z pewnoscia jak bedzie okazja znow wybierzemy sie na jakis koncert.
A z moich wlasnych przemyslen, to chcialam jeszcze dodac, ze zapomnialam, jak fantastyczna muzyke gral Queen. Jak fajnie bylo sobie o tym przypomniec, dac sie poniesc muzyce, atmosferze koncertu. I przychodzi tez refleksja - jak ten czas szybko leci, wszytsko sie zmienia a muzyka pozostaje ta sama. Ponadczasowa.

Koncert

Gienek Loska rozdaje autografy 


"Salute to Queen" - to niesamowity koncert poświęcony legendarnej grupie Queen, którego głównym narratorem jest sam Freddie Mercury, prowadzący całe widowisko "na żywo" dzięki współczesnym dokonaniom techniki. Niezwykła, magiczna podróż sentymentalna w rockowe lata 80-te, dzięki perfekcyjnej oprawie muzycznej zespołu Bracia, któremu towarzyszyć będzie pianista - Hadrian Filip Tabęcki. Charyzmatyczni polscy wokaliści - Piotr i Wojciech Cugowscy (założyciele zespołu Bracia), Olga Szomańska (znana z oratorium "Tu Es Petrus" Piotra Rubika), Marcin Kołaczkowski (Quasimodo w polskiej wersji musicalu "Notre Dame de Paris") oraz Gienek Loska (zwycięzca I edycji programu X Factor) stanowią gwarancję, że utwory grupy Queen, należące już teraz do światowej klasyki muzyki rozrywkowej, zabrzmią dla widzów jeszcze raz z całkowicie nową siłą.

sobota, 19 października 2013

U Eselki - bez tajemnic

Zapraszam czytelnikow do przeczytania wywiadu jaki przeprowadzila ze mna Esleka - powiem szczerze ze bardzo mi sie to spodobalo :)

http://blogerzy-pod-sciana.blog.pl/2013/10/18/bez-tajemnic-aneta-r/

czwartek, 17 października 2013

Zwyczajnie

Wkroczylismy juz w czas kojącej stabilizacji. Chlopcy zadomowili sie w szkole, w ktorej atrakcji nie brak. Maja zajecia terenowe, wyjscia do biblioteki publicznej, do teatru. Poza tym co tydzien basen, informatyka, angielski codziennie. Dzis wybieraja sie do Teatru Powszechnego. Wkrecili sie w rytm i mimo, iz wczesnie zaczeli edukacje to naprawde nie uwazam, ze to za wczesnie. Nie nudza sie, z przyjemnoscia chodza do szkoly. A to ich samopoczucie dla mnie jest wyznacznikiem slusznosci naszej decyzji.
Staszek juz narozrabial, popsul Pani lampe w aparacie. Zrobila sie z tego afera rangi panstwowej. Na szczescie szybko rozwiazalismy problem dzieki dodatkowemu ubezpieczeniu na taka okolicznosc.
Poza tym korzystamy z urkow ladnych, jesiennych dni, duzo jezdzimy na rowerach. W zwiazku z tym wybralismy juz nowe rowery, ktore zakupimy chlopcom na urodziny.
W pracy natomiast bezustanne zawirowania - czasami mam dosyc, ale jak zawsze po burzy wychodzi slonce i nadzieja, ze moje wysilki nie pojda na marne.

W ubieglym tygodniu bylam tez w Warszawie. Celem wyprawy bylo spotkanie autorskie z Liza Marklund, szwedzka autorka kryminalow. Przewspaniala lektura o Annice, dziennikarce śledczej. Seria ktora przedstawia jej losy, losy jej rodziny, wspolpracownikow, jej meza i jego otoczenia. Wielowatkowe powiesci kryminalne, pokazane od strony dziennikarki, a nie, jak to zwykle bywa od strony policjantow czy dedektywow.
http://lubimyczytac.pl/autor/13984/liza-marklund



Oczywiscie mam autograf :)



Czytam teraz inne kryminaly szwedzkie, ale po lekturze Lizy Marklund bedzie trudno znalezc mi ksiazki dorownujace im poziomem. Podobne klimaty to bylo Millenium Larssona, to tez byla wyjatkowa lektura.

piątek, 4 października 2013

Romans w zerowce

No to pierwsza milosc moich synkow trwa.
Wiktor ma 'narzeczoną' - kolezanke z klasy Nadie. Nadia jest bardzo zaangazowana. Czestuje chlopcow soczkiem (czestuje obu, bo nie zawsze rozpoznaje ktory to Wiktor).  Wiktor dostal od Nadii dlugopis. Byla w szkole awantura pomiedzy chlopcami, bo Staszek tez chce. Dlugopis, nie Nadie :))
A dzis Wiktor zaniosl Nadii bransoletke :)
Czekamy na rozwoj sytuacji :)


wtorek, 1 października 2013

Pozegnanie

Nie ma za bardzo o czym pisac. Dzis pozegnalismy na zawsze Lorda.
Naszego 11 latniego psa, Malamuta Alaskana. Byl ze mna od poworotu z Rotterdamu. Przed narodzinami chlopcow mial powazny wypadek. Mial nie chodzic i generalnie kwalifikowali go lekarze do uspienia. Nie dalismy sie. Trzy ciezkie operacje i pies wrocil do zycia. Nie byl juz super sprawny, ale dawal rade. Od jakiegos czasu mocno juz chorowal, ledwie chodzil. Dzis juz nie wstal :( Plakal pol dnia. Wezwalismy lekarza ale ratunku nie bylo :(

R.I.P. Lord. I will always keep you in my heart.



niedziela, 29 września 2013

Rowerowo

W mijającym tygodniu moj tata uswiadomil mnie, ze w odleglosci kilkuset metrow od naszego domu budują drogę (Obowodniaca Łodzi, tzw Trasa Górna) Oczywiście ze o tym wiedziałam, ale nie wiedzialam, ze prace sa tak zaawansowane, ze na dlugim odcinku polozony jest juz asfat. Pojechalismy tam wczoraj z moim tata, a dzis od rana pojechalam sama z chlopakami. To jest super miejsce do trenowania umiejetnosci. Chlopaki nabieraja nie tylko kondycji, ale takze obycia drogowego. Maja generalnie problem tryzmania sie prawej strony, najlepiej jechac srodkiem drogi. Ale za to dzielnie pokonuja przeszkody drogowe.
Najwieksza atrakcja,  a zarazem glownym celem tych wycieczek jest dotarcie do koparek i innych sprzetow budowlanych. Tym samym, majac na uwadze zamilowanie Staszka do koloru rozowego, chcialabym rozwiac wszelkie watpliwosci co niektorych o niepewnej, niesprecyzowanej orientacji mojego synka :)





poniedziałek, 23 września 2013

Rodzinnie

Wczoraj bylismy na rodzinnym brunchu w hotelu Holliday Inn. Wbrew obawom bylo kameralnie, smacznie i zabawnie. Bawilismy sie wszyscy razem, wspaniale spedzilismy czas. Chlopcom najbardziej podobalo sie malowanie tatuazy. Wiktorek skusil sie nawet na malowanie wlosow :)








poniedziałek, 16 września 2013

Po weekendzie - rowerowo

Nie wiem juz czy pisalam, ze przed samym naszym wyjazdem do Czarnogory chlopcy nauczyli sie jezdzic na rowerach bez bocznych kolek. Nigdy wczesniej nie probpwalismy, bo... nam sie nie chcialo. Angelke uczylam tygodniami calymi, plecy mnie bolaly, i nogi, ale zalapala, w wieku ok 6 lat.
Z chlopcami bylo prosciej. Po rodzinnym grillu stal przy naszych drzwiach rowerek Krzysia, ktory juz z pol roku smiga bez bocznych kolek. Krzysia w poblizu nie bylo, a ja wpadlam na pomysl:
- Staszek, wsiadaj i jedz... I Staszek, wziety z zaskoczenia, wsiadl i.... pojechal :) Dokladnie to samo zrobil Wiktor. Piotrek natychmiast zdjął boczne kolka - zeby sie chlopcom nie odwidzialo. Na poczatku mieli troche problemow z wsiadaniem i hamowaniem ale w kilka dni sie nauczyli. Po powrocie z wakacji  jazde na rowerach opanowali do perfekcji.
Podczas weekendu bylismy na kilku krotkich przejazdzkach po osiedlu. W sobote z Wiktorem pojechalismy na wycieczke dookola Stawów Jana, do domu wrócilismy okreżna drogą. Staszek wybral majsterkowanie z tata w piwnicy. W niedziele powtorzylismy z Wiktorem ta sama trase. Poszlo duzo sprawniej, bo juz wiedzial, gdzie nalezy sie zatrzymac, Na razie zapowiada sie ze niezly bedzie z niego rowerzysta :)
Stas zapowiedzial sie, ze dzisiaj on tez chce jechac na taka wycieczke, i jesli pogoda dopisze to pojedziemy wszyscy razem.

A poza tym mamy za soba juz dwa tygodnie szkoly i dwie prace domowe. Na szczescie chlopcy bez problemow wypelniaja swoje obowiazki. Kazdego dnia sa bardzo zmeczeni, ale przeklada sie to na wczesniejsze zasypianie. Do szkoły chodza chetnie, z duza satysfakcja. Przed nimi nowe wyzwania, ciekawe wyjscia, np. do kina, teatru, do strazy pozarnej, wycieczki do lasu. Czeka ich tez spotkanie z policjantem, ktory opowie o zachowaniu na drodze, w zwiazku z poruszaniem sie komunikacja miejska, co rowniez bedzie nowym doswiadczeniem :)
Dzis wybieramy sie na pierwsze spotkanie z logopeda. Pani ma pomoc chlopcom w poprawnym mowieniu. Zapowiadaja sie bardzo ciekawe zajecia, o czym z pewnoscia napisze.

Wiktorek - dyzurny - czysci stół pod czujnym okiem kolezanek

poniedziałek, 9 września 2013

Tzw miejsce do pracy

Chłopcy maja miejsce do pracy. Na razie pracy jeszcze nie posiadaja, na szczescie, ale siedza przy swoich biureczkach, rysuja, wycinaja i kleja.
mają tez jak na razie JEDNA CZYSTA SCIANE!
Wiktor zdązył juz cos narysowac na swoim biurko, i prosilam, zeby je umyl, na co Stas mowi ze to jest specjalna dekoracja :)))
W planach renowacja kolejnych scian. Nie bede ich pokazywac, bo niektórzy czują sie mocno zniesmaczeni jak na nie patrza :D


Czarnogóra, cz XII Podsumowanie. Naprawdę ostatnie :)

W poprzednich postach o Czarnogórze dodałam opisy i pokaz slajdów ze zdjęciami.

A teraz jeszcze kilka wrażeń z Czarnogóry, takie podsumowanie.
To były jedne z lepszych, jak nie najlepsze wakacje do tej pory. Mówię oczywiście o okresie odkąd posiadamy dzieci. Chłopcy są bezproblemowi, łatwo dostosowują się do zmian, są ciekawi, otwarci na nowe doświadczenia co znacznie ułatwia podróżowanie. W tym roku po raz pierwszy świadomie i z wielkim zainteresowaniem zwiedzali różne miejsca.

W poprzednich postach nie wspominałam za dużo o codziennym życiu. Pisałam o wszechobecnych muzułmanach, którzy zupełnie nie przeszkadzają w życiu turystom. Nie wspomniałam natomiast o bardzo luźnym sposobie poruszania się samochodami czy skuterami.

Wydaje się, że nie bardzo znają przepisy ruchu drogowego, co w pierwszych dniach pobytu w Czarnogórze doprowadzało nas do konsternacji.

Kilka rzeczy naprawdę standardowych:
- nadużywanie klaksonów – trąbią wszędzie i z różnych powodów, i często nie jest to zniecierpliwienie. Pozdrawiają się wzajemnie, informują o swojej obecności.
- nie używanie kierunkowskazów
- znak stopu jest generalnie nie widzialny
- parkowanie na ruchliwej ulicy – nie ma miejsc zabronionych, znaki są niewidzialne, jak stop
- blokowanie ruchu na skrzyżowaniu z powodu pogawędki ze znajomym – wszyscy stoją, tworzy się korek, ale co tam, muszą sobie pogadać :)
- policja jest, ale nie reaguje, nie widziałam, żeby wzbudzała szacunek, posłuch czy strach – chyba tylko reguluje trochę ruch w zakorkowanych miejscach
Generalnie nie ma zasady ustępowania sobie miejsca. Trzeba się wepchnąć. Jak się nie wepchniesz to nie pojedziesz, w myśl zasady kto pierwszy ten lepszy. Ale żeby nie było tak strasznie, to wyjątki się zdarzają. Byłam świadkiem sytuacji, gdzie ktoś zatrzymał się żeby pozwolić komuś wyjechać z podwórka na ulicę. To było takie niesamowite dla tego, kto wyjeżdżał, ze oba samochody zablokowały całą drogę na dłuższą chwilę, bo pan wylewnie dziękował drugiemu panu za tą niesamowitą grzeczność.

Poza tym w Ulcinj jest świetnie wyposażone przedsiębiorstwo oczyszczania miasta. Mają piękne, oznaczone nalepkami EU śmieciarki, które co najmniej raz dziennie opróżniają pojemniki na śmieci, wystawione wzdłuż drogi. Zadziwiająca jest fantazja śmieciarzy, którzy zgrabnie rzucają pojemnikami na śmieci po ich opróżnieniu, nawet na drugą stronę ulicy.

Na razie tyle przychodzi mi do głowy. Pewnie będę uzupełniała te zapiski , jak mi się cos przypomni. 

czwartek, 5 września 2013

Z zycia szkoły :)

Pan na świetlicy (w ogrodzie), poważnym tonem:
- Proszę pani, Staszek handluje trawą.
Konsternacja.
Wtedy nadchodzi Staś z pudelkiem wyrwanej trawy z ziemi

Potem Staś powiedział z żalem, że nikt tej trawy nie chciał kupować!!!

==============================
Pan ze swietlicy mowi, ze ktorys z chlopcow, nie pamieta ktory, lizal noge od stolu.
Na pytanie, czemu to robi, synek odpowiedzial:
- musze uzupelnic zelazo :))))

Montenegro, cz XI - W drodze do Polski z Czarnogóry 29/30.08.2013

Droga powrotna

Nie będzie juz tak szczegółowo, nie robiłam notatek. Byłam już skoncentrowana na powrocie do domu.

Wyjazd 4:30. Rano Piotrkowi przypomnialo sie, że za prom na końcu Czarnogóry trzeba płacic gotówką, a w sumie wszytsko już wydaliśmy. Poranne szukanie bankomatu opóźniło wyjazd, wiec tak naprawdę Ulczyn opuściliśmy ok 5.00
Prom 6.51 strata ok 35 min - znależliśmy sie w porannym szycie. Wjechaliśmy jako jedni z ostatnich a z anami juz nie było nikogo.
Granica Czarnogóra Chorwacja – opóźnienie 20 min, celnik pytał się czy mamy polskie piwo.
Potem jechaliśmy bez problemów.
Do autostrady w Chorwacji jechaliśmy 5 h 20 min, czyli dużo krócej niż w drodze do Czarnogóry. Myślę, że wczesna godzina wyjazdu bardzo w tym pomogła.
Jechaliśmy spokojnie, aż do ostatniej bramki na autostradzie w Chorwacji. Tam przestój 40 minut - w sumie nie wiadomo dlaczego, bo punktów płatniczych było 5, a nitek autostrady tylko dwie. Na granicy staliśmy ok 10 minut.
W sumie pierwszego dnia przejechaliśmy 1200 km, do Mikułowa w Czechach, objazdem przez Słowenię (żeby nie płacić tych 15 euro) w czasie ponad 18 godzin. Pensjonat mieliśmy zarezerwowany i na miejscu wszyscy poszliśmy natychmiast spać. http://www.crhan.cz/
Następnego dnia już bez kłopotów przejechaliśmy ostatnie 500 km, wyjechaliśmy po 7 z Mikulowa, a ok 13 byliśmy już w domu. Nie przestanę chwalić naszych synków. Oni są wspaniali. Nie jeden dorosły może brać z nich przykład.

W drodze powrotnej było mi strasznie zimno w nogi. Nawet skarpetki mi nie pomogły. Zresztą, mija tydzień od powrotu a mi wciąż jest zimno. Nawet chłopcy poprosili o kołdry :) Dwa dni prowadził głównie Piotrek, nie chciał się zmieniać.

paliwo
717,6
winiety
222,96
jedzenie
258,65
nocleg
205
1404,21


Zdjęcia tutaj 

Montenegro, cz X Ulcinj w deszczu i po deszczu


To już ostatnie zdjęcia z Ulczynu. Podczas naszego pobytu padało tam tak naprawdę tylko raz, ale za to porządnie. Chmurzyło się od rana, ale myśleliśmy, że przejdzie. Nie przeszło. Lało i grzmiało kilka godzin. Byliśmy na Starym Mieście, czekaliśmy aż burza przejdzie, ale nie doczekaliśmy się. Pobiegliśmy więc do samochodu, przemokliśmy do suchej nitki . Piotrek chciał zobaczyć, co się dzieje z tą wodą spływającą ze wzgórza więc pojechaliśmy w dół do Małej Plaży. Woda lała się strumieniami, studzienki nie nadążały z odbiorem wody, samochody ledwie radziły sobie z jazdą po takiej wodzie. Na szczęście szybko stamtąd uciekliśmy, do domu, przeczekaliśmy deszcz, a potem pojechaliśmy na plażę, zaraz jak przestało padać. Jaki tam był spokój. Nawet mewy były, które widziałam po raz pierwszy podczas tego pobytu. Po południu znów wróciliśmy na plażę, gdzie spędziliśmy fajnie czas na zabawach w piasku :)

 Zdjęcia tutaj

Montenegro, cz IX Wycieczka z Ulcinj do Kotoru,


Jeden dzień przeznaczyliśmy na dalsze podróże. Chcieliśmy zwiedzić Budvę i Kotor. Do Budvy Piotrek wybrał alternatywną drogę i pojechaliśmy przełęczami górskimi przez Virpazar do Riejka Crnojevica a potem przez Cetinje do Budvy. To było ok 40 km serpentynami górskimi, drogami, które mieściły jeden samochód, z niewielkimi zabezpieczeniami lub bez, a w dole nic… Widoki jednak niezapomniane, zapierające dech w piersiach. Nigdy nie wiem jak wyrazić te emocje, które towarzyszą mi podczas takich podróży. Jadąc droga regularną nie dane byłoby nam tego zobaczyć. Znów zakręciło mi się w głowie, ale na szczęście szybko przeszło. Chłopcy tez mieli trochę problem, ale jak wyjechaliśmy na normalna drogę wszystko było już dobrze.

Dojeżdżając do Budvy chmury wisiały nad miasteczkiem i padał tam deszcz. Ale jak wyszliśmy z auta było już sucho i słońce zaczęło znów świecić. Prze fantastyczne było to, że wchodząc w jedna z bram w wąskiej uliczce trafiliśmy na restauracje położoną na plaży :) Wiał dość mocny wiatr i były duże fale. Dawało to niesamowite wrażenie. Stare miasto można obejść dookoła murem ochronnym, co było nie lada atrakcją dla chłopców.

O samej Budvie można poczytać tutaj: http://czarnogora.kissdesign.pl/46/budva-czarnogora/ Bardzo polecam ten przewodnik, już kilka razy cytowałam autora.

Z Budvy pojechaliśmy do Kotoru, staliśmy kilkadziesiąt minut w korku, chmura się przemieściła, lało jak z cebra, sygnalizacja świetlna nie działała. Jak w końcu dojechaliśmy do centrum miasteczka to nie mogliśmy znaleźć miejsca do parkowania. Zawróciliśmy więc i zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej na kawę. Wtedy przestało padać a słońce zaczęło znów prażyć. Nie wracaliśmy jednak, korek skutecznie nas odstraszył.

Niezwykle klimatycznym miejscem pomiędzy Ulcinj a Bar jest gaj oliwny - maslina. Drzewa oliwkowe są bardzo stare, im starsze tym lepsze dają owoce. Z drogi przechodzącej przez gaj oliwny widać plażę Valdanos, obecnie prywatną. Do gaju weszliśmy w drodze powrotnej, ale na plażę już nie schodziliśmy – ze względu na zbyt duże zmęczenie chłopców.

Zdjęcia tutaj

Montenegro, cz VIII Targ i sprzedaz arbuzow w Ulcinj



Od początku pobytu próbowałam się dowiedzieć, gdzie jest rynek z warzywami. Najlepszą odpowiedzią pana na parkingu przy Starym Mieście było wskazanie palcem bliżej nieokreślonego kierunku ze słowem: „TAM!” No to rzeczywiście szczegółowa odpowiedź. W końcu dowiedziałam się od młodej Pani z kiosku i bez problemu znalazłam targ, który schował się za kompleksem budynków na głównej ulicy miasteczka. Można tam kupić wszystko: warzywa, owoce, miód, ser, przyprawy, oliwki, kwiaty doniczkowe, żywe kury i koguty, drobiazgi gospodarstwa domowego… Właściwie mocno zdziwiona czy zaskoczona nie byłam, przypomina trochę polski rynek, tylko ciaśniej jest, ale gwar i atmosfera kupiecka bardzo znajoma. Kupiliśmy oliwki i przyprawy :)

Poza tym w całym miasteczku i w drodze na Wielką Plażę stoją sprzedawcy arbuzów oraz warzyw i owoców, którzy swoje stoiska mają także przy parkingach i na plażach. Ceny owoców i warzyw są bardzo niskie, np. kilo arbuza kosztuje 0,30 euro, 1 kg fig to koszt 1 euro.

Figi i arbuzy to była podstawa naszego jadłospisu.

Zdjęcia tutaj

Montenegro, cz VII Stare Miasto Ulcinj

Ulcinj jest stosunkowo małe, ma zaledwie 10 tys. mieszkańców, z czego większość narodowości albańskiej. Ulcinj różni się także religijnie od pozostałej części Czarnogóry. Tutaj muzułmanie stanowią większość. To może być dla niektórych problem, ale podkreślam, że nikt nam się nie narzucał, nie odczułam w żaden sposób że znajdujemy się w muzułmańskim kraju. (inaczej niż w Rotterdamie, kiedy tam mieszkałam) Meczety były, i owszem, ale nie rzucały się w oczy, czasami słyszeliśmy odgłosy śpiewanych modlitw.

Nad miastem góruje piękne stare miasto pełne romantycznych restauracji, tawern i zaułków. Nocą jest pięknie oświetlone, a rozciągający się widok na miasto, morze i małą plażę jest wspaniały. Warto wiec zatrzymać się na jednym z tarasów na kawę, soczek bądź drinka :)

Natomiast po zmroku promenada zamienia się nie do poznania. Mieszkańcy przebierają się i siadają na kamiennej ławce otaczającej plażę. Niemal każdy trzyma w ręku lody. W ten sposób spotykają się ze znajomymi, sąsiadami, plotkują, komentują wygląd i zachowanie przechadzających się turystów. Tworzy to niesamowity obraz ciepłej i żywej społeczności tego miasta. Wtedy też centralne ulice są zamykane dla ruchu drogowego. W samym centrum, na ulicach powstaje gwarny targ.

Jeżeli chodzi o lokale rozrywkowe, to Ulcinj nie ma się szczególnie czym pochwalić. Jest mnóstwo barów i restauracji, ale imprez z prawdziwego zdarzenia nie ma. A może to wynika z zachowawczej natury Czarnogórców?

Dla zainteresowanych trochę historii: Tereny dzisiejszego Ulcinj były zamieszkane już w epoce brązu. Sama osada powstała jak się szacuje w V w. p.n.e., zamieszkiwana przez rodzimych Illrian. Nazwa Ulcinj została przypisana temu miastu przez Rzymian, którzy opanowali te tereny.

Co ciekawe Ulcinj przez wieki funkcjonowało jako ostoja piratów. W średniowieczu miasto przechodziło z rąk do rąk, aż wreszcie w XV w. znalazło się pod panowaniem Wenecjan (jak większość dzisiejszego wybrzeża Czarnogóry). Po Wenecjanach przyszła kolej na Turków, którzy sprawowali tu rządy aż do 1878 roku.

Źródło: http://czarnogora.kissdesign.pl/52/ulcinj-czarnogora/

Zdjęcia tutaj




Montenegro, cz VI, Ruiny Starego Miasta Bar

To była nasza pierwsza wycieczka – oddech od plażowania. Ku naszemu zaskoczeniu chłopcy z przyjemnością wędrowali po ruinach zamku, opowiadali własne, wymyślone historie. Znów muszę ich pochwalić, bo zachowywali się jak prawdziwi turyści, czego nie można było o nich powiedzieć rok temu, kiedy zwiedzanie w ogóle nie wchodziło w grę.
W okolicy Starego Miasta Bar znajduje się ponoć najstarsze drzewo oliwkowe, liczące ok 2 tys lat. Niestety, nie udało się nam go znaleźć :(

W odróżnieniu do nowoczesnego miasta portowego jakim jest Bar, Stary Bar jest niewielkim, sennym miasteczkiem. I gdyby nie to, że nosi ślady sprzed ponad 1,5 tys. lat, to nikt nie wiedziałby o jego istnieniu.

W Starym Barze znajduje się jedno z najlepiej zachowanych miast warownych, którego powstanie datuje się na VI w. Całość zajmuje spory teren, dlatego na zwiedzanie należy przeznaczyć minimum dwie godziny.

Stary Bar rozwijał się na przestrzeni lat, dlatego najnowsze części, w tym np. wieża zegarowa pochodzą z XIX w. Oznacza to także, że budynki i fortyfikacje są zachowane w różnym stanie. Część z nich to zwyczajne ruiny. Cały czas jednak trwają prace archeologiczne i rekonstrukcyjne na tym terenie. Dlatego w kolejnych latach z pewnością Stary Bar będzie coraz większą atrakcją dla zwiedzających. To naprawdę spokojne i urocze miejsce.

Źródło: http://czarnogora.kissdesign.pl/50/stary-bar-czarnogora/


Opłata za wejście: 2 euro za osobę dorosłą, 1 euro za dziecko.

Zdjęcia tutaj,



Montenegro cz V Plaże kamieniste Liman I i Liman II Ulcinj


U stóp Starego Miasta, po północnej stronie znajdują się urocze plaże kamieniste Liman I i Liman II.
Są to bardzo małe, wąskie plaże, nie polecam dla rodzin z dziećmi. Tam znajdują się też prywatne plaże należące głownie do usytuowanych tam hoteli.

Ze Starego Miasta można tam dojść przez prawosławny cmentarz, do którego przylega niewielka, ale przepiękna, kamienna cerkiew. Uroku dodaje wspaniały stary gaj oliwny, który otacza świątynię i probostwo. Nie polecam wycieczki samochodem, ze względu na ograniczona szerokość drogi :)

zdjecia tutaj



Montenegro cz IV Mała Plaża Ulcinj

Mała Plaża to plaża w centrum miasteczka, pięknie położona w zatoczce, u stóp pięknego Starego Miasta. Właściwie nie ma o czym pisać. Jest zatłoczona, brudna, nie polecam. Byliśmy tam 15 minut, żeby zobaczyć. Potem przejeżdżaliśmy tam podczas ulewy, o czym napiszę w osobnym poście.

Zdjęcia tutaj


Montenegro cz III Wielka Plaża Ulcinj

Pierwszego dnia po zjedzeniu szybkiego obiadu oczywiście pojechaliśmy na plażę. Od razu pojechaliśmy na Wielką Plażę, którą można porównać do plaż nadbałtyckich.  Różnicę stanowi kolor piasku, który jest ciemny, ale w niczym to nie przeszkadza.  Wielka Plaża jest podzielona na fragmenty, które należą do prywatnych właścicieli. Każdy z nich ma swoją plażę, z barem, parkingiem, parasolami i leżakami. Znajdują sie tam toalety, szatnie, oraz stanowiska ratowników. Są także boiska do siatkówki i piłki nożnej oraz bary, które wieczorami często organizowane są beach party.Wynajęcie parasolki z dwoma leżakami to koszt 5 euro za dzień.  My mieliśmy swój pół-namiot i parasol, i rozbijaliśmy się głównie na skraju plaży zwanej Mojito
Wielka plaża ciągnie się ok 13 km. To najdłuższa, w dodatku piaszczysta plaża czarnogórskiego wybrzeża. Tylko tam można swobodnie wybrać się na spacer brzegiem plaży.
Całe wybrzeże Chorwacji i Czarnogóry, aż po Ulcinj jest prawie wyłącznie kamieniste. Następne plaże piaszczyste są dopiero w Albanii. W samym mieście jak i w okolicach roślinność jest typowo śródziemnomorska.

Po plaży chodzili handlarze wszystkiego: okularów przeciwsłonecznych, kremów do opalania, ręczników, sukienek, kawy, pączków - chociaż Ci z jedzeniem byli przeganiani, bo stanowili konkurencje dla barów.
Chodzili także poprzebierane postaci z bajek: teletubisie, Tygrysek, Kubuś Puchatek, a także żywe zwierzęta: np. konik, osioł ubrany w jeansy - celem odpłatnego wykonania fotografii :)

Lody nie są takie dobre jak w Chorwacji. Powiedziałabym, że są zwykłe, jak w PL. 

Uroków słońca i plażowania nie będę zachwalać, bo to oczywiste. Dzieciaki miały frajdę, woda była płytka i ciepła, piasek parzył w stopy.  Zapraszam do oglądania zdjęć :)

Pierwszy dzień:
zdjęcia tutaj






Plaża Moijto, nasza ulubiona
zdjęcia tutaj 





Plaża na wyspie Ada Bojana
Jest to wyspa utworzona w delcie rzeki, która stanowi gratkę dla wszystkich lubiących owoce morza. Dla miłośników sportów wodnych, widnsurfingu, kitesurfingu na wyspie znajduję się wypożyczalnia sprzętu oraz szkoła widnsurfingu. W czasach Jugosławii była sławnym kurortem dla komunistycznych notabli.
Teraz znajduje się tam ośrodek i plaża dla nudystów, obok jest normalna plaża. Ale idąc na tą plażę trzeba przejść przez ten ośrodek. Trochę krępujący był widok nagich ludzi wędrujących po ośrodku :)

zdjęcia tutaj  




Montenegro cz II - Apartament / zakwaterowanie

Po długiej podróży w końcu udało się nam dojechać na miejsce przeznaczenia. Jeszcze na końcówce skorzystaliśmy z pomocy właściciela sklepu w pobliżu apartamentu. Adres, który posiadałam, był zbyt ogólny, aby samodzielnie trafić. Pan jednak zadzwonił, gospodarz przyjechał i pojechaliśmy.
Apartament EKI http://www.montenegro-traveler.com/pl/Apartamenty/Ulcinj/Apartmani-EKI  położony jest dość wysoko na wzgórzu. Dość daleko do centrum i plaży. Bez samochodu raczej nie da rady się tam poruszać. Nam to nie przeszkadzało, zaletą położenia była cisza i spokój. Mieliśmy piękny widok na morze.
Apartament ok 40 m2, salon z aneksem kuchennym, rozkładana, duża kanapa, stół i 4 krzesła, sypialnia z dużym łóżkiem, łazienka z prysznicem, pralka. Pralka okazała się zbawienna, ponieważ prało się co dwa dni, ze względu na ciemny, lepiący się do wszystkiego, piasek, który znosiliśmy do domu na wszystkim :) Mielismy własne schody którymi schodziliśmy do apartamentu z ulicy. Samochód parkowaliśmy przy tych schodach.





Za apartament płaciliśmy 35 euro za dobę. Dostępność apartamentów/pokoi była bardzo duża. Wszędzie stali ludzie z tabliczkami APARTMANI lub SOBE (pokoje), na wjeździe do miasteczka, na drodze na plażę. Ceny generalnie zbliżone: 10 euro od osoby, myślę, że była możliwość negocjacji. Znając okolice teraz szukałabym apartamentu w okolicy Wielkiej Plaży, ze względu właśnie na dojazdy. I jechałabym w ciemno.

Więcej zdjęć tutaj


Montenegro cz I - Droga do Czarnogóry 18-19.08.2013

Będzie szczegółowy opis ze wszystkimi kosztami. Po czasie widać, że niektóre koszty można byłoby zmniejszyć, ale teraz juz na to za późno.
----------------------------------------------------------

Właściwie długo nie wiedzieliśmy czy pojedziemy na wakacje i gdzie. Po długich rozważaniach zdecydowaliśmy się na Czarnogórę. Czynnikiem decydującym była niska cena noclegów (35 euro za noc, za dwupokojowy apartament z kuchnią, łazienką, z widokiem na morze) i pobytu oraz dobra opinia osób, które już tam były. Podróż do Czarnogóry była dokładanie zaplanowana i generalnie wszystko poszło zgodnie z planem. Jedynym zaskoczeniem był fakt, że moje towarzystwo ubezpieczeniowe NIE MA w ofercie Zielonej Karty i musieliśmy kupić ją w innym, podnosząc jednocześnie koszt podróży/pobytu o 420 zł.

Pakowanie zajęło nam kilka dni, ale w sumie tylko dlatego, że mieliśmy dużo czasu. Urlop mieliśmy już od czwartku, a jechaliśmy dopiero w niedzielę.

Chłopcy to urodzeni podróżnicy. Nie ma z nimi żadnego kłopotu. W samochodzie mamy odtwarzacz DVD z dwoma ekranikami, chłopcy maja tez konsole z grami i to w zupełności im wystarczy do przeżycia długiej drogi. A droga była naprawdę długa. W sumie prawie 1700 km. W samochodzie mało spali, jakieś krótkie drzemki.

Wyjechaliśmy 18 sierpnia, w niedzielę o świcie. Pobudka o 4:30, o 5:20 wyruszyliśmy.

Trochę cyfr:

Pobudka 4.30
Wyjazd 5,20
Tankowanie Częstochowa 360 zł.
Granica Polska Czechy 8.20 Zakup winiety (na 30 dni) na autostrady, 440 koron = 76,87 zł

Rozmawiam na stacji po angielsku, Wicek na mnie patrzy, pyta się- Mamo, jak Ty mówisz? Zdziwiony jak diabli :)
Brno 10.00 425 km
Przerwa Mikulov 20 min zakupy lidl = 36,60 zł
Granica Czechy Austria 11.00 Zakup winiety 16,60 euro (2 winiety na 10 dni) = 74,04 zł
Wiedeń 11.50
Graz 13.50
Granica Austria Słowenia 14.17
Opóźnienie 30 min. z powodu zgubienia drogi – chcieliśmy ominąć autostradę (ok 30 km płatne 15 euro) a i tak ze 25 km jechaliśmy autostradą, bez winiety !! – udało się ale nie polecam – stres jak diabli, a wrazie kontroli mandat 150 euro płatny gotówką, lub przelewem 300 euro.
Zarówno teraz jak i rok temu, jadąc ostatni kawałek Austrii i początek Czech - poza autostradami – zachwycałam się polami słoneczników – już więdnących niestety, oraz przepięknymi winnicami.
Granica Słowenia Chorwacja 15.26

Tankowanie w Chorwacji, Zagreb 685,51 kun = 408,95 zł
Obiad i przerwa 17.00 Draganic (obiad 95 kun = 57 zł, dwa rosoły, gulaszowa i sałatka owocowa)
W okolice Zadar dotarliśmy przed 20. Zjechaliśmy pierwszym zjazdem, w prawo kilka km i był już hotelik Marin w Posedarje. 330 kun za pokój (44 euro = 192,60 zł), dzieci do 5 lat gratis. Odmłodziłam wiec chłopców. Pani się pyta: ile lat mają dzieci? Mowie: prawie 5. A drugie ? Prawie 5 :) Konsternacja. Jak to? To są bliźnięta :) Rozmawiałam po angielsku.
Pokój - a właściwie dwa - malutkie ale czyste. Jedyny minus - okna na ulicę. Głośno. Bardzo słabo spalam. Dzieciaki się wierciły. Polecam miejsce, ale z pokojem od drugiej strony. Śniadań nie serwują. Pachnie Chorwacją. Rozmaryn z lawendą i dojrzewającymi figami.
53,96 kun = 32,15 zł picie i jedzenie na stacji benzynowej - pozycja z karty kredytowej :)

Opłaty za autostrady w Chorwacji:
Zjazd Zadar 1 – 121 kun = 72,19 zł
48 kun = 28,62 zł

Podsumowanie pierwszego dnia:
Jechaliśmy niecałe 14 godzin, 1200 km.  Bez zastrzeżeń. Bez korków. Prowadził głownie Piotr.

Dzień drugi:

Rano wstaliśmy ok 6, 6:20 wyjechaliśmy, kawa i rogalik na pierwszej stacji benzynowej, długa kolejka, wielu Polaków, którzy noc spędzali na parkingu lub w drodze. 57 kun = 34,02 zł
Opłata za autostradę w Chorwacji 99 kun = 59,02 zł
Granica Chorwacja Bośnia i Hercegowina 9.55 (przy samym wybrzeżu)
po serpentynach na koniec Chorwacji - miałam kłopoty z żołądkiem
Kolejna granica Bośnia i Hercegowina Chorwacja 10.09 (przy samym wybrzeżu)
Dubrownik 11,40
Zakupy w Lidlu za Dubrownikiem 51,04 zł
Granica Chorwacja Czarnogóra 12;05 bez czekania (przy samym wybrzeżu)
Czarnogóra stempel w paszport
Prom skracający drogę: 12:46 4,50 euro = 19,69 zł

Potem już tylko pod górkę. Jechało się źle, długo, przez małe, bardzo urokliwe ale zakorkowane miasteczka, cały czas wzdłuż wybrzeża, i to rekompensowało trud podróży. Piękna, cudowna droga, jeśli nie masz za sobą już wielogodzinnej podróży.

Do Ulczyna dotarliśmy ok 15:30. Jechaliśmy więc prawie 9 godzin te ostatnie 480 km. Ale warto było, o czym napiszę w osobnej relacji.

Tym razem samochód prowadziliśmy pól na pół.

Koszty tej podróży:

paliwo
768,95
winiety
270,8
jedzenie
180,79
nocleg
187,44
1407,98
Dodam, że jeździmy  Dodge Journey 2.0

Będą filmiki z tej podróży, ale najpierw trzeba je wstawić na youtube.

Zdjęcia tutaj


wtorek, 3 września 2013

Zarządzanie zasobami ludzkimi :)

Trwa budowa garażu na naszym podwórku. Chłopcy siedząc wczoraj w samochodzie obserwują i komentują:
Staś: Czemu ten pan się tak kręci? Nic nie robi tylko łazi w tą i z powrotem.
Wiktor: Pewnie jest szefem...

:)

No i zaczynamy...

Za nami pierwszy dzien szkoły. Chlopcom wczoraj to sie za bardzo nie podobalo, troche zle to zorganizaowali, ponieważ dla maluchow uroczystosc byla za dluga i w ogole nie interesujaca. Potem szybka wizyta w klasie z pania, i juz. Prawdziwy start to maja dzisiaj, bez rodzicow. Od razu na gleboka wode rzuceni. Maja juz angielski, wf, sniadanko, obiad, swietlica... tak wiec wlasciwe wrazenia maja dopiero dzisiaj.
Mysle ze bedzie ok, to bystre chlopaki, no i w zyciu zlobkowo przedszkolnym są już odkad skonczyli 2 latka. Stas mial problem, troche poplakiwal, ale pocieszylam go, ze wszytskie dzieci sa nowe, ze wszystkie sie boja, ze to nic dziwnego, i jakos sie ogarnal. Pani poprosila zeby dzisiaj przyniesli swoje ulubione zabawki i to byl dobry pomysl. Wicek wzial swojego bocianka a Stas taka wyswiechtana rybke :)


Relacja z wakacji juz wkrótce! Jest o czym pisac :)





Więcej zdjęć tutaj

Tego dnia bylismy jeszcze w przedszkolu, żeby odebrać zostawionego bocianka. Dzieci i panie przyjęli chłopców z zachwytem i zrobiliśmy jeszcze zdjęcie:


czwartek, 15 sierpnia 2013

Wakacyjnie...

Pierwszy dzien naszych wakacji wlasnie trwa. Na dworze wakacyjna pogoda. Nastroje tez wakacyjne.  Chlopaki w niedziele zaczeli jezdzic na rowerach bez bocznych kolek. Wiem, ze pozno, ale nigdy wczesniej nie probowalismy, nie wyrazali checi a mi/nam sie nie chcialo na sile latac za nimi. A teraz, jak wsiedli tak pojechali... Z dnia na dzien technika jazdy sie poprawia, i na razie obylo sie bez rozlewu krwi :)

Rozdzial pod tytulem przedszkole juz sie zakonczyl. Bez szczegolnych atrakcji czy emocji.

Spedzilam 3 dni w Warszawie, w sprawach sluzbowych. Przy okazji spotkalam sie z kilkoma wspanialymi osobami i spedzilam duzo czasu z Angelka.


Angelka wynajmuje tam mieszkanie, w smamym centrum miasta, co niestety, wiaze sie z uciazliwym halasem. Przy zamknietych oknach bylo dobrze, ale za goraco. Doceniam w takich chwilach swoj domek w Lodzi, polozony na obrzezach miasta, gdzie przy otwartych oknach slychac szczekanie psow, ewentualnie silnik kosiarki u sasiada.

Dzieci przywitaly mnie na dworcu, cale szczesliwe z mojego powrotu. Nacieszyc sie soba nie moglismy, a radosc powitania trwala jeszcze dzis rano :) Dla takich chwil warto czasami wyjechac.

Teraz przed nami pakowanie, ale zajme sie tym pozniej. Albo jutro :)

czwartek, 8 sierpnia 2013

Odliczamy

Jeszcze tylko 5 dni (włacznie z dniem dzisiejszym) pozostalo chlopcom spedzic w przedszkolu.
Jeszcze tylko 10 dni pozostało do wyjazdu na wakacje.
Jeszcze tylko 24 dni pozostało do pierwszego dnia w szkole.

Jak ten czas szybko leci!

Upalne dni spedzamy glownie w domu, korzystajac z dobrodziejstwa jakim jest klimatyzacja. Wieczorami chlodzimy sie w ogrodzie. W niedzielny poranek znow odwiedzilismy Manufakture, znana juz lokomotywe i fonatnny. Przy okazji zakupilismy gadzety na hawajski dzien w przedszkolu.

Obchody 1 sierpnia, przed Katedra w Łodzi

dzień hawajski w przedszkolu

wtorek, 30 lipca 2013

Milczenie



Miałam ten cytat na drzwiach sypialni w Szklarskiej Porebie.Dlugo czekalam az chlopcy zaczna mowic. Nawet u logopedy bylam jak mieli 3,5 roku, ale pani dr kazala sie nie martwic. No i jestesmy dwa lata dalej, a chlopaki nadaja jak nakreceni, Uzywaja takich slow i zwrotow, ze czasami zatyka nas ze zdumienia. Czekam kazdego dnia az w domu nastanie cisza, co dzieje sie zwykle ok 20 i trwa do ok 6 rano.

"Milczenie jest ogrodem mysli"

poniedziałek, 29 lipca 2013

Hot czy dog?

Na stacji benzynowej:
Staś prosi o hot doga bez sosow.
Wiktor natomiast zazyczyl sobie hot doga bez parowki.
Potem sie sam zastanawia - czy hot dog bez parowki to jest hot czy dog?
hmm... dobre pytanie :)

czwartek, 25 lipca 2013

Paszporty

Odbieram rano paszporty dla siebie i dzieci, odlozone w kopercie czekaja, pani oglada, oglada i mowi zdziwiona: po co dziecku dwa paszporty? 

Jak skladalam kilka lat temu wnioski o paszporty holenderskie, mialam podobna sytuacje, Pani przyjmujaca wnioski mowi: jeden egzemplarz wystarczy.
Bliznieta nieusatnnie powoduja smieszne sytuacje, zwlaszcza w urzedach :)

Nie mniej jednak jestesmy gotowi do wyjazdu do Czarnogory! 
Ubezpiecznie jest, paszport sa :) czekamy na urlop i odliczamy dni. Jeszcze tylko 4 tygodnie :)



poniedziałek, 22 lipca 2013

Zwyczajnie niezwyczajnie...

W minionym tygodniu minela kolejna rocznica naszego slubu.
Angelka obchodziła kolejne okragle urodziny. Odkąd mieszka w Warszawie, to bardzo docenia rodzinne zycie i pelna lodówke :)
W Manufakturze obejrzelismy domki smerfów, ale lokomotywa ubrana w szydelkowe ubranka zrobila na chlopcach duzo większe wrażenie..





Sniadanie od męża w sobotni poranek...

środa, 10 lipca 2013

Pierwszy urlop za nami

Za nami pierwsza, krótka czesc urlopu. Spedzilismy go w Łagowie Lubuskim, w okolicach Zielonej Gory.
Było cicho, spokojnie, zielono, słonecznie. Chlapaliśmy sie w jeziorku, pływalismy rowerami wodnymi. Jedlismy lody, gofry, desery owocowe. Tak naprawde to nie ma o czym pisac, bo pobyt byl dosc monotonny, co nie znaczy ze nudny. Byli tam rowniez nasi znajomi, z ktorymi spedzalilismy troche czasu.
Rozczarowaly nas jedynie warunki pobytu - cena nie byla proporcjonalna do oferowanego 'komfortu'. Nie mniej jednak w domku bywalismy tylko na czas snu i posilkow, wiec dalo sie przezyc, taras w domu na szczescie zrekompensowal pozostale niewygody.









Wiktorkowi w piatek, 5 lipca wypadła druga jedynka.

Teraz szykujemy sie do kolejnego urlopu, w drugiej polowie sierpnia - pojedziemy tym razem do Czarnogory. Dluga podroz przed nami, 1700 km. Znalezlismy fajny apartament w przyzwoitej cenie, tanszy od domku w Lagowie!!! Ale slonce i wspaniale wrazenia gwarantowane!

http://czarnogora.kissdesign.pl/52/ulcinj-czarnogora/

środa, 26 czerwca 2013

Pierwszy wypadający ząbek Wiktorka

Wiktorkowi w koncu wypadl ząbek. (prawa dolna jedynka). Nie mogl sie doczekac, a z drugiej strony zupelnie nie podoba mu sie sam fakt wypadania zebow. Juz od piatku zabek ledwie sie trzymal, przeszkadzal troche, ale nie pozwolil sie dotknac. Az wczoraj w przedszkolu, podczas podwieczorku, w koncu zabek wypadl. A jak zabek wypadl to wrozka zebuszka przychodzi. Zeby jednak drugiemu synkowi nie bylo przykro to pieniazki zostawia pod dwoma poduszkami.
Dzis rano, 5:45, przychodzi Wicus. Pytam sie, czy sprawdzal czy byla wrozka - zapomnial. Biegiem na gore. Co sie okazalo: Staszek pieniazka mial a Wicus nie. I slysze braterskie pocieszenie: bedziemy sie dzielic, Wiktor. No ale jak to, mowie, trzeba sprawdzic, nie mozliwe zeby wrozka o Tobie zapomniala. Sciagnelismy posciel z lozka, nic! Podnioslam materac: jest! Moneta wtoczyla sie za materac!! Ale Wicus byl szczesliwy :)





piątek, 21 czerwca 2013

Ubieranie

Wiktor od kilku dni konsekwetnie odmawial samodzielnego ubierania. Nie dosc, to przebieral jeszcze ktory rodzic go ubierze. Moja cierpliwosc sie skonczyla, i zaprzestalam ubierania obu synkow. O ile Staszek nie przejal sie mocno, ubral sie sam, troche pomoglam przy koszulce, to Wiktor zrobil potworna awanture. Ubral sie w ostatnim juz momencie, jak Stas siedzial w aucie a tata otworzyl brame.
Wtedy zapadla decyzja: KONIEC UBIERANIA DZIECI.
A wieczorem, po kapieli, zalozyl pizame SAM  ale tak na mnie spojrzal, ze az strach mnie obelcial :)
Dzis rano juz bez problemow ubrali sie sami. Szybko poszlo. Jedna awantura byla tego warta :)

sobota, 15 czerwca 2013

Filmy do zapamietania

Na początku czerwca, w dni wolne od pracy i pelnych deszczu, oprocz sprzatnia obejrzalam kilka filmow.
Na uwagę zasługują:

Nietykalni.
Philippe, bogaty arystokrata z Paryża, jest sparaliżowany w wyniku wypadku na paralotni i szuka opiekuna. Niespodziewanie do pracy zostaje przyjęty nie wykwalifikowany pielęgniarz z referencjami, ale pochodzący z Senegalu czarnoskóry złodziejaszek z przedmieść, Driss. Między dwoma mężczyznami wytwarza się specyficzna nić porozumienia.
Fabuła oparta jest na autentycznej historii.



W pogoni za szczęciem.
Film oparty na powieści The Pursuit of Happyness Christophera Gardnera.
Film jest opartą na faktach opowieścią o życiu Chrisa Gardnera. Jest to człowiek inteligentny i utalentowany, który zarabia na życie sprzedając wyposażenie medyczne. Chris zostaje maklerem giełdowym pokonując dobrze wykształconych w tym kierunku ludzi. Wraz z pięcioletnim synkiem tułają się po schroniskach, ale Chris radzi sobie z trudnościami dążąc do lepszego życia, a także szczęścia.



czwartek, 13 czerwca 2013

Żelazko

Wczoraj w koncu uruchomiłam nowe zelazko. Jest piekne. Zielone. Ma nawet zielony kabel.
Prasowanie nie jest moim ulubionym zajeciem, ale na szczescie nie prasuje zbyt wiele odkad posiadam suszarke elektryczna. Wiekszosc rzeczy wysuszonych w suszarce, wyjetych z niej odpowiednio wczesnie i natychmiast zlozonych nie wymaga prasowania. Ale czasami poprasowac trzeba. Taki dzien nastapil wczoraj.

I dokonalam odkrycia.

Nowe zelazko prasuje TAK SAMO jak stare.
Moze troche lepiej podaje pare.
Niestety, mialam nadzieje, ze moze samo bedzie prasowalo? Ze nie bedzie trzeba przy prasowaniu stac?
Sama nie wiem czego oczekiwalam, ale sie rozczarowalam :)
Wciaz nie lubie prasowania :)

środa, 12 czerwca 2013

Zwyczajnie nie zwyczajnie...

Chwila przerwy nastapiła, chociaz mielismy jakies tam wieksze lub mniejsze wydarzenia.
Odbyło sie kolejne przedstawienie w przedszkolu. Niestety, jak zwykle panował chaos, panie zmienily godziny rozpoczecia przedstawienia, jedni rodzice przyszli na 15, inni na 15:30, dzieci znudzone... ech, szkoda gadac. Samo przedstawienie bez szalu, jak zwykle nie stanowilo zadnej calosci, troche wierszykow, troche piosenek i tańcow... Stas pokazał mi rekwizyt z przedstawienia, a pani go obsztorcowala: zostaw to, bo mama nie dostanie prezentu, na co ja mowie, ze ja nie potrzebuje prezentow. Pani oburzona: nie chce Pani prezentu? Nie, prosze pani, moje dzieci sa moimi prezentami... A chodzilo glownie o to, ze synek chcial pokazac co ma, z czym bedzie wystepowal, niczego nie popsul, a ja zajmowalam dzieciaki podczas polgodzinnego czekania...
To nie pierwszy raz, kiedy teksty pani z przedszkola sa dalekie od pedagogicznych. Slyszalam juz np. ze jesli czegos nie zrobie to znaczy ze nie kocham swoich dzieci. Jeszcze dodam, ze  na kazda okazje dzieci w tym przedszkolu dostaja ksiazke. Ja rozumiem, ze ksiazki sa wazne, ale jesli chlopcy dostaja na trzy kolejne okazje TAKA SAMA ksiazke to oznacza, ze mamy w domu SZESC takich samych ksiazek.... a pieciolatkom bardziej spodobaja sie klocki/samochodziki/ukladanki czy inne drobiazgi jako dodatek do ksiazki....
Powiem szczerze, ze z ulga przywitam nowy rozdzial w zyciu moich dzieci, i odliczam dni do konca przedszkola. Zostalo ok 2 miesiecy.




Dlugi weekend spedzilismy w domu, pogoda nie dopisala, wszystkie plany plenerowe wziely w leb.. Nadrobilam wszelkie prace porzadkowe w domu, takie swiateczne nie swiateczne porzadki :-)
Teraz pogoda nie lepsza, chociaz zapowiadaja juz koniec deszczow.
dzis natomiast zamierzam wyprobowac nowe zelazko! Zielone!

sobota, 1 czerwca 2013

Ratujcie go!

Wczoraj bylismy na szczepieniu. Dobrze ze ustawilam przypominajke w telefonie - inaczej bym zapomniala. Stas na haslo szczepienie zaczal plakac. Nie chcial. Porozmawialismy, przekonalam go ze tzreba. Ze nie fajnie, ze moze szczypac, ale nie ma wyboru.
W przychodni na pierwszy ogien poszedl Wicus. Wszystko bylo dobrze, pani doktor badla Wiktorka, Stas byl dzielny ale caly czas czuwal. Jak Wiktor zaplakal to sie zaczelo - Stas zaczal wrzeszczec: Ratujcie go! Jego to boli! Akcja byla jakby nie wiem co sie dzialo. Plakal, nie dal sie uspokoic. Niemalze sila trzeba bylo go przytrzymac jak przyszla jego kolej. Pozwolil sie zaszczepic, bo zrozumial, ze nie ma wyjscia, ale bylo ciezko. Nie pomogly nawet obietnice zakupu Ninjago.
Uklucia byly dwa: Blonnica/tezec/krztusiec a drugie polio.  Jedyna pociecha taka, ze nastepne szczepienie za 5 lat. Nie mamy tez zadnych poszczepiennych powiklan.

Wicus

Stas

Chlopcy skladaja Ninjago
 PS: waga chlopcow ok 19,5 kg, wzrost: 115 cm