Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wakacje. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wakacje. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 28 lutego 2017

Trochę wspomnień i nie tylko.

Nie było mnie przez około 1,5 roku. W między czasie nie działo się nic szczególnego. Chłopcy skończyli drugą klasę, rozpoczęli trzecią. Nauka idzie im dobrze i nie ma w sumie co pisać, bo nie wiele się zmienia.
Wakacje w 2016 spędziliśmy w Polsce, krótki wyjazd do Uniejowa i wyjazdy weekendowe. Nie wyjeżdżaliśmy nigdzie, bo wciąż liczyliśmy na to, że zakończą się procedury bankowe. Bardzo długo to wszystko trwało. O ile działkę znaleźliśmy bardzo szybko, to pozostałe formalności trwały bardzo bardzo długo.
Kompletowanie dokumentów do banku trwało około 1,5 miesiąca. Dokumenty złożyliśmy 20 czerwca 2016 roku. I potem zaczęła się droga przez mękę, Bank wciąż chciał ostatni dokument. Nie wiem ile tych dokumentów ostatnimi było. Musiałam nawet od nowa tłumaczyć dokument z holenderskiego na polski bo w banku nie podobało się to tłumaczenie które miałam. Miałam w pewnym momencie wrażenie, że będę musiała udowadniać, że czarne jest czarne a białe jest białe. Naprawdę, mimo iż ten bank ma najniższą ratę, to formalności zabrały mi na długi czas radość ze zmian. Osobiście też jestem zaskoczona ilością dodatkowych opłat jakie musieliśmy ponieść aby uruchomić kredyt. Umowę kredytową podpisaliśmy 4 miesiące od momentu złożenia dokumentów. Potem notariusz w Tuszynie, którego NIE POLECAM nikomu. Nieprofesjonalny (akt notarialny spisywał przy nas, mimo iż miał dokumenty dostarczone wcześniej - pomimo tego błędy w imionach, datach...) niegrzeczny przy zwracaniu uwagi. Biuro brudne, papiery otrzymaliśmy wymięte. Zapomniał o czymś i znów musieliśmy jeździć i płacić... Szkoda gadać. Działka stała się nasza, pierwsza transza kredytu została uruchomiona, chociaż tam też było zamieszanie z księgą wieczystą. Tu pan z banku szybko załatwił problem. To nie są miłe wspomnienia.
Potem następny etap. Adaptacja projektu do działki. Pozwolenie na budowę. Poszło niby szybko. Papiery na pozwolenie złożone w UM w połowie grudnia, 6 tygodni później mamy pozwolenie. Ale uwaga. Nie ma tak łatwo. Pozwolenie musi się uprawomocnić. Następne 2 tygodnie. W końcu jest. 15 lutego. I powinna ruszyć pierwsza transza na budowę. Ale nie rusza, ponieważ w pozwoleniu na budowę występuje inne nazwisko projektanta niż w projekcie - który kupiony został już w maju!!! No występuje inne nazwisko bo adaptacji dokonał inny projektant!!! Ale czy na pewno to jest ten sam projekt... Szok. Mam wrażenie, że w tym banku pracują ludzie, którzy wcześniej nie zajmowali się kredytami pod budowę domu.... Po awanturze transzę uruchomiono. Nie minęła nawet godzina.
A my zaczęliśmy.
CDN...

niedziela, 27 września 2015

Chorwacja 2015

Miało nie być wyjazdu ale był. I to taki, że aż żal było wyjeżdzać. Minął miesiąc od powrotu a ja wciaz chcialabym tam wracac.
Byliśmy w Chorwacji, w Rogoznicy. Z przyjaciółmi. Mielismy wspaniały apartament blisko morza, z przystojnym gospodarzem, zwanym z francuskiego Jean.
Nie bylo upalow, tylko ok 30 stopni. Przez 2 tyg padalo raz, kilka godzin.
Moczyliśmy sie w morzu, którego temperatura była bliska temperaturze powietrza.   Nurkowalismy. Zwiedzalismy. Trogir. Szybenik. Split. Primosten. Rogoznica. Kazde jedno miasteczko nas oczarowalo. Kilka razy plynelismy statkiem, ku radosci chlopcow.
Sama Rogoznica to magiczne miasteczko kryjace w sobie wiele niespodzianek. Kazdego dnia odkrywalismy nowe miejsca, zachwycalismy sie od nowa.
Chlopcy to idealni towarzysze podrozy. Ciekawi swiata, wszystko im sie podobalo. Dzielnie zniesli dluga podroz. Generalnie uwazam, ze to byly najfajniejsze wakacje jakie wspolnie spedzalismy. Byc moze zwiazane to bylo z obecnoscioa naszych przyjaciol, byc moze my mielismy w koncu czas dla siebie, a byc moze dlatego, ze dzieci nam rosna i robia sie bardziej samodzielne....
Ja natomiast niemalze codziennie podziwialam zachody slonca!!




piątek, 31 lipca 2015

Uniejów

Kilka dni w lipcu spędziliśmy w Uniejowie - staje sie to powoli nasza tradycja. Rok temu, mniej wiecej w podobnym czasie bylismy tu po raz pierwszy. I tym razem glownym celem pobytu w Uniejowie bylo spotkanie z przyjaciolka ze Stanów. Było szybko, jak zawsze za krótko. Ale wszyscy uwielbiamy te spotkania, i jestem przekonana, ze to nie bylo ostatni raz.

środa, 15 lipca 2015

Koniec pierwszej klasy.

No to skończył się rok szkolny. Chłopcy zakończyli pierwszą klasę i oficjalnie stali się uczniami klasy drugiej. Otrzymali świadectwa i książki z dedykacjami. Niespodzianek nie było, oboje osiągnęli wysokie wyniki w ostatnich sprawdzianach.  Zakończenie roku trochę mnie ominęło, zajęły mnie bowiem obowiązki w pracy.


Wakacje trwają już trzeci tydzień. Ponieważ w lipcu wciąż musimy pracować to chłopcy pierwszy tydzień spędzili na wyjazdowych półkoloniach pod Łodzią, gdzie bardzo aktywnie spędzali czas. Kolejne trzy tygodnie lipca chodzą do pobliskiego przedszkola, w ramach przedszkolnych półkolonii. Tu atrakcji jest trochę mniej, ale cierpliwie czekają na rozpoczęcie prawdziwych wakacji. 
Rozpoczynamy je wyjazdem do pobliskiego Uniejowa, gdzie spotykamy się z zaprzyjaźniona rodziną z Ameryki. A potem... potem to zobaczymy :)

czwartek, 4 września 2014

Jeszcze o wakacjach

Pisalam mało o wakacjach, ponieważ oprocz kilku krótkich wyjazdów nigdzie się nie wybralismy. Z róznych przyczyn, troche prywatnych, troche zawodowych.
Wakacje niewyjazdowe tez maja swoj urok, co nie znaczy, ze sa tansze :)
Codziennie musialam wymyslac im atrakcje, jezdzilismy na rowerach, siedzielismy na pobliskich Stawach Jana, Byliśmy w Aquapark Fala w Lodzi, jest duzo wiekszy od basenow w Uniejowie, nie ma solanek, ale ma za to basen z najprawdziwsza fala, ma zjezdzalnie z pontonami, kilka fajnych wodnych placow zabaw dla mniejszych i wiekszych dzieci, byly tez baseny zewnetrzne, ale tych dobrze nie obejrzelismy bo bylo zimno. Generalnie bardzo nam się podobało :)




W miniona niedziele bylismy w pobliskim Dino Parku,w Kołacinku, gdzie uroczyscie zakonczylismy wakacje. Park nie duzy, ale bardzo dobrze zorganizowany, w cenie biletu byl przewodnik, pani, ktora bardzo fajnie prowadzila spacer. Chłopcy pobawili się w poszukiwaczy złota oraz w archeologów. Dodatkowa atrakcja byla czesc bajkowa, za dodatkowa oplata, i znow pani ktora fantastycznie opowiadala bajki rymujac kazde zdanie.
Pogoda byla piekna, wiec wycieczka bardzo sie udala.




I jeszcze jak patrze na zdjecia swoje to w deszczowy, sierpniowy wtorek bylismy na wycieczce w EC1 - ze starej elektrowni robia centrum kulturalno naukowe. Bedzie tam planetarium i cos w rodzaju Centrum Kopernika, czego nie moge sie doczekac. Ta budowa widoczna z tarasu widokowego to jest remontowany, a raczej budowany podziemny, dwupoziomowy dworzec Lodz Fabryczna. Coraz ladniej robi sie w tej naszej Lodzi 



Pozostalo mi jeszcze napisac o Warszawie, ktora kiedys mi umknela z powodu wypadku Staszka.
Na szczescie pozostala juz tylko blizna, i to malo widoczna, ukryla sie bowiem pod wloskami :)
Chlopcy poki co z radoscia chodza do szkoły a ja jestem przeszczesliwa widzac ich co rano w dobrych nastrojach szykujacych sie do szkoly :)

wtorek, 2 września 2014

Pierwszaki

Wakacje minely i czas powrocic do rzeczywistosci. Nie ukrywam, ze z radoscia powracam do codziennosci. Kocham swoje dzieci, uwielbiam spedzac z nimi czas, ale brak mi wyobrazni na wymyslanie im zajec kazdego dnia. Jak nie zorganizuje im czasu to oni organizuja sobie ten czas ami, i rozne przygody z tego wynikaja.
Wczoraj rozpoczal sie nowy rok szkolny, i oficjalnie mamy w domu pierwszoklasistow.
Rozpoczecie roku szkolnego to jak zwykle niezorganizowany chaos. Nie lubie tych uroczystosci, kiedy rozmowy rodzicow zagluszaja wszystko, co dzieje sie na podium. Pasowanie pierwszakow to byla jakas porazka, troche jestem tym wszystkim rozczarowana. Pani dyrektor pociesza, ze bedzie jeszcze uroczyste rozdanie legitymacji i wtedy bedzie to uroczystosc tylko dla klas pierwszych.
To tylko takie luzne uwagi. Spotkanie z pania wychowawczynia odbylo sie w milej atmosferze, dzieci z rodzicami dostali pierwsze zadanie - pokolorowac lokomotywe. Nowa pani sprawia bardzo fajne wrazenie, i mam nadzieje, ze to wrazenie stanie sie rzeczywistoscia.
Chlopcy sa bardzo przejeci, nie mogli sie doczekac wczorajszego dnia, i dzisiejszego. Pieknie przygotowali piorniki, zapakowali plecaki. Chcialabym, zeby ten zapal im pozostal.










czwartek, 7 sierpnia 2014

Miało być o Warszawie...

Miałam napisać o weekendzie w Warszawie, ale nie zdążyłam. Napiszę innym razem.
Bo Staszek wczoraj rozwalił sobie głowę i w związku z tym mieliśmy konfrontację z polską służbą zdrowia.
Wypadek w domu, telefon do mnie do pracy, szybka akcja, w ciągu 10 min byłam w domu. Pojechaliśmy do najbliższego szpitala, dumnie zwanego Instytut Centrum Zdrowia Matki Polki. Izba Przyjęć Pediatryczna.
Na izbie nie było ludzi. Najpierw czekaliśmy na chirurga. Przyszła Pani, kazała dzieciaka umyć, popatrzyła i skierowała na RTG. Dziecko ledwie chodzi, słania się, a my mamy przejść pół szpitala. Mąż go niósł, sam by nie doszedł. Na RTG cisza i spokój. Jedna rodzina czeka na wynik. Nic się nie dzieje, żadnego ruchu. Po 40 minutach można w końcu wejść. Pani radiolog chce mnie wygonić, na co się nie zgadzam, żeby synka nie stresować. Pani się obraża i jest mocno nie miła. Wychodzę tylko na czas zrobienia zdjęcia. Spędzamy następne półtorej godziny na czekaniu na wynik. I znów musimy cofnąć się na izbę przyjęć, ale jestem już sama, mąż z Wiktorkiem pojechali do domu. Znajduję wózek inwalidzki i wiozę dziecko. Na izbie Pani na mnie krzyczy, że jak to, sama wzięłam sobie wózek. No cóż, mówię, w normalnym szpitalu nikt nie zostawiłby dziecka z krwawiącą głową bez opieki i nie kazałby mu chodzić. Pani zamilkła. I znów czekamy na chirurga. Zjawia się młody człowiek w żółtym ubranku, żartuje z pielęgniarką a młodego pacjenta kompletnie olewa, jakby Stasia tam w ogóle nie było. Zwraca się z poleceniami do mnie, na co ja zwracam uwagę, że synek mówi i rozumie po polsku i można wydawać mu polecenia. Chyba mało kiedy ktoś mu się sprzeciwia, bo spojrzał na mnie zdziwiony. Staś bez płaczu zniósł znieczulenie a potem szycie, ja miałam z tym większy problem, bo wszystko widziałam. Po wyjściu z gabinetu czeka na nas już mój mąż z obiadem (!!) bo nie był pewny kiedy to się skończy. W sumie spędziliśmy tam 4h50m.
Staś przespał spokojnie całą noc, ma dobre samopoczucie.
PS. Na zdjęcie szwów pojedziemy do zaprzyjaźnionego szpitala.


czwartek, 31 lipca 2014

Pierwszy miesiąc wakacji za nami

Półkolonie się skończyły, chłopcy z tych fajniejszych atrakcji zaliczyli wizytę w studiu telewizyjnym TVP, byli w kinie na Rio2, na basenie, mieli zajęcia w fitness klubie oraz w KinderPlaneta w Manufakturze. Na nudę więc nie narzekali.
Z nami też pierwszy wakacyjny wyjazd. Byliśmy w Uniejowie, gdzie spotkaliśmy sie z przyjaciółką ze Stanów. Wspólny pobyt był bardzo szybki i intensywny, ale i tak się nie nagadałyśmy.
Po dwóch dniach A. wyjechała, dojechał za to mój mąż z moją córką :)
Oczywiście kilka razy zaliczyliśmy baseny termalne, byliśmy w ZOO w pobliskim Borysewie, zbieraliśmy jeżyny i chłopcy zobaczyli trochę typowych obrazków z polskiej wsi - np. pola ze zbożem, z kukurydzą, widzieli pracujący kombajn. Największą atrakcją było jednak samodzielne wyciąganie jaj z kurnika u naszego gospodarza.
Teraz szykujemy się do weekendowego wyjazdu do warszawy. Jutro towarzyskie spotkanie z koleżankami z forum Mamy 35+, a na sobotę  mamy wykupione już bilety do Centrum Nauki Kopernik. Nie mogę się doczekać!



wtorek, 15 lipca 2014

Kolejny tydzien wakacji


Półkolonie dalej oferują dużo atrakcji.

Byli w kinie na "Gang Wiewióra", w Fitness Klubie, w Studiu Nagran Muzykomania, w
Powietrznej Jednostce Ewakuacji Medycznej oraz na basenie.  Nie nudza sie, czas mija szybko, wieczorem szybko zasypiaja. Ostatni weekend spedzilismy w domu, bez wiekszych atrakcji.
W piatek zakonczylismy wizyty u dentysty, zabek Wiktorka wyleczony.
Teraz odliczamy juz dni do wyjazdu, w nastepny wtorek jedziemy na kilka dni do pobliskiego Uniejowa. Spotkam sie tam z moją amerykańska przyjaciolka :) Nie moge sie doczekac!

A to moje jagodowe chlopczyki :D

niedziela, 6 lipca 2014

Polkolonie tydzien I

Pierwszy tydzien wakacji za nami. Chlopcy uczestnicza w zajeciach na polkoloniach i nie maja czasu na nude.
Poniedziałek: Akademia Klocków Lego http://akademiabudowania.com/
Wtorek: zabawy w parku Stawy Jana
Sroda: Autodrom
Czwartek: Arturówek Park linowy http://www.parklinowylodz.pl/
Piatek: Wodny Raj

Dodam, ze poruszaja sie po miescie komunikacja miejska, co tez jest dla nich sporym doswiadczeniem. Dzieki tym atrakcjim  nie musimy juz kombinowac im rozrywek na weekend, maja czas na odpoczynek :) Jutro wybieraja sie na nowy film: "Gang wiewióra".

PS. W piatek bylismy u dentysty. Znow musze pochwalic nasza pania dentystke, poniewaz usunela Stasiowi gorna prawa jedynke bezbolesnie. czary mary, psiknela zamrazaczem o smaku pomaranczowym, najpierw na lapki, potem w dziaselko i myk, zabek juz byl wyrwany. trzeba bylo wyrwac, poniewaz z tylu rosla juz stala jedynka, i mocno ze soba te zabki kolidowaly. Wiktorek za to mial ciag dalszy leczenia czworeczki. W najblizszy piatek znow idziemy, chyba juz ostatni raz!

wtorek, 1 lipca 2014

Dentysta, wypadające ząbki , wróżka zębuszka i inne

Tak dla własnej informacji:
Kolejne zęby pogubione:
tym razem ten sam: lewa dolna dwójeczka:
Staś 21.06.2014
Wiktor 29.06.2014

W niedzielę zapomnieliśmy wyjąć ząbka spod poduszki i zastąpić go pieniążkiem. Rano wybrnęłam opowiastką, że wróżka ma weekend, i pewnie dlatego jej nie było :) Na szczęście synek przyjął tłumaczenie, zmartwił się jedynie, że może na wakacje pojechała i nie będzie jej kilka tygodni. Ale na szczęście dziś rano okazało się, że wróżka była i przyniosła 2 zł :)

No i Wiktorek ma kłopot z lewą dolną czwórką, w środę miniona był u dentysty, generalnie ząbek powinno się wyrwać, ale pani dentystka stara się ząbka uratować. Kolejna wizyta w najbliższy piątek.

Pierwszy miesiąc wakacji chłopcy spędzają na półkoloniach w Klubie Osiedlowym. Wczoraj byli w Akademii Klocków Lego, ku zachwycie obu chłopców. Zapowiada się bardzo ciekawie :)

piątek, 27 czerwca 2014

Zakończenie zerówki.

Było miło i uroczyście. Chłopcy skończyli szkolną zerówkę i jako sześciolatki idą do szkoły.
Będą dwie pierwsze klasy: sześciolatków i siedmiolatków. Mam nadzieję, że to dobra decyzja.
A tak naprawdę okaże się za rok :)


poniedziałek, 9 września 2013

Czarnogóra, cz XII Podsumowanie. Naprawdę ostatnie :)

W poprzednich postach o Czarnogórze dodałam opisy i pokaz slajdów ze zdjęciami.

A teraz jeszcze kilka wrażeń z Czarnogóry, takie podsumowanie.
To były jedne z lepszych, jak nie najlepsze wakacje do tej pory. Mówię oczywiście o okresie odkąd posiadamy dzieci. Chłopcy są bezproblemowi, łatwo dostosowują się do zmian, są ciekawi, otwarci na nowe doświadczenia co znacznie ułatwia podróżowanie. W tym roku po raz pierwszy świadomie i z wielkim zainteresowaniem zwiedzali różne miejsca.

W poprzednich postach nie wspominałam za dużo o codziennym życiu. Pisałam o wszechobecnych muzułmanach, którzy zupełnie nie przeszkadzają w życiu turystom. Nie wspomniałam natomiast o bardzo luźnym sposobie poruszania się samochodami czy skuterami.

Wydaje się, że nie bardzo znają przepisy ruchu drogowego, co w pierwszych dniach pobytu w Czarnogórze doprowadzało nas do konsternacji.

Kilka rzeczy naprawdę standardowych:
- nadużywanie klaksonów – trąbią wszędzie i z różnych powodów, i często nie jest to zniecierpliwienie. Pozdrawiają się wzajemnie, informują o swojej obecności.
- nie używanie kierunkowskazów
- znak stopu jest generalnie nie widzialny
- parkowanie na ruchliwej ulicy – nie ma miejsc zabronionych, znaki są niewidzialne, jak stop
- blokowanie ruchu na skrzyżowaniu z powodu pogawędki ze znajomym – wszyscy stoją, tworzy się korek, ale co tam, muszą sobie pogadać :)
- policja jest, ale nie reaguje, nie widziałam, żeby wzbudzała szacunek, posłuch czy strach – chyba tylko reguluje trochę ruch w zakorkowanych miejscach
Generalnie nie ma zasady ustępowania sobie miejsca. Trzeba się wepchnąć. Jak się nie wepchniesz to nie pojedziesz, w myśl zasady kto pierwszy ten lepszy. Ale żeby nie było tak strasznie, to wyjątki się zdarzają. Byłam świadkiem sytuacji, gdzie ktoś zatrzymał się żeby pozwolić komuś wyjechać z podwórka na ulicę. To było takie niesamowite dla tego, kto wyjeżdżał, ze oba samochody zablokowały całą drogę na dłuższą chwilę, bo pan wylewnie dziękował drugiemu panu za tą niesamowitą grzeczność.

Poza tym w Ulcinj jest świetnie wyposażone przedsiębiorstwo oczyszczania miasta. Mają piękne, oznaczone nalepkami EU śmieciarki, które co najmniej raz dziennie opróżniają pojemniki na śmieci, wystawione wzdłuż drogi. Zadziwiająca jest fantazja śmieciarzy, którzy zgrabnie rzucają pojemnikami na śmieci po ich opróżnieniu, nawet na drugą stronę ulicy.

Na razie tyle przychodzi mi do głowy. Pewnie będę uzupełniała te zapiski , jak mi się cos przypomni. 

czwartek, 5 września 2013

Montenegro, cz XI - W drodze do Polski z Czarnogóry 29/30.08.2013

Droga powrotna

Nie będzie juz tak szczegółowo, nie robiłam notatek. Byłam już skoncentrowana na powrocie do domu.

Wyjazd 4:30. Rano Piotrkowi przypomnialo sie, że za prom na końcu Czarnogóry trzeba płacic gotówką, a w sumie wszytsko już wydaliśmy. Poranne szukanie bankomatu opóźniło wyjazd, wiec tak naprawdę Ulczyn opuściliśmy ok 5.00
Prom 6.51 strata ok 35 min - znależliśmy sie w porannym szycie. Wjechaliśmy jako jedni z ostatnich a z anami juz nie było nikogo.
Granica Czarnogóra Chorwacja – opóźnienie 20 min, celnik pytał się czy mamy polskie piwo.
Potem jechaliśmy bez problemów.
Do autostrady w Chorwacji jechaliśmy 5 h 20 min, czyli dużo krócej niż w drodze do Czarnogóry. Myślę, że wczesna godzina wyjazdu bardzo w tym pomogła.
Jechaliśmy spokojnie, aż do ostatniej bramki na autostradzie w Chorwacji. Tam przestój 40 minut - w sumie nie wiadomo dlaczego, bo punktów płatniczych było 5, a nitek autostrady tylko dwie. Na granicy staliśmy ok 10 minut.
W sumie pierwszego dnia przejechaliśmy 1200 km, do Mikułowa w Czechach, objazdem przez Słowenię (żeby nie płacić tych 15 euro) w czasie ponad 18 godzin. Pensjonat mieliśmy zarezerwowany i na miejscu wszyscy poszliśmy natychmiast spać. http://www.crhan.cz/
Następnego dnia już bez kłopotów przejechaliśmy ostatnie 500 km, wyjechaliśmy po 7 z Mikulowa, a ok 13 byliśmy już w domu. Nie przestanę chwalić naszych synków. Oni są wspaniali. Nie jeden dorosły może brać z nich przykład.

W drodze powrotnej było mi strasznie zimno w nogi. Nawet skarpetki mi nie pomogły. Zresztą, mija tydzień od powrotu a mi wciąż jest zimno. Nawet chłopcy poprosili o kołdry :) Dwa dni prowadził głównie Piotrek, nie chciał się zmieniać.

paliwo
717,6
winiety
222,96
jedzenie
258,65
nocleg
205
1404,21


Zdjęcia tutaj 

Montenegro, cz X Ulcinj w deszczu i po deszczu


To już ostatnie zdjęcia z Ulczynu. Podczas naszego pobytu padało tam tak naprawdę tylko raz, ale za to porządnie. Chmurzyło się od rana, ale myśleliśmy, że przejdzie. Nie przeszło. Lało i grzmiało kilka godzin. Byliśmy na Starym Mieście, czekaliśmy aż burza przejdzie, ale nie doczekaliśmy się. Pobiegliśmy więc do samochodu, przemokliśmy do suchej nitki . Piotrek chciał zobaczyć, co się dzieje z tą wodą spływającą ze wzgórza więc pojechaliśmy w dół do Małej Plaży. Woda lała się strumieniami, studzienki nie nadążały z odbiorem wody, samochody ledwie radziły sobie z jazdą po takiej wodzie. Na szczęście szybko stamtąd uciekliśmy, do domu, przeczekaliśmy deszcz, a potem pojechaliśmy na plażę, zaraz jak przestało padać. Jaki tam był spokój. Nawet mewy były, które widziałam po raz pierwszy podczas tego pobytu. Po południu znów wróciliśmy na plażę, gdzie spędziliśmy fajnie czas na zabawach w piasku :)

 Zdjęcia tutaj

Montenegro, cz VIII Targ i sprzedaz arbuzow w Ulcinj



Od początku pobytu próbowałam się dowiedzieć, gdzie jest rynek z warzywami. Najlepszą odpowiedzią pana na parkingu przy Starym Mieście było wskazanie palcem bliżej nieokreślonego kierunku ze słowem: „TAM!” No to rzeczywiście szczegółowa odpowiedź. W końcu dowiedziałam się od młodej Pani z kiosku i bez problemu znalazłam targ, który schował się za kompleksem budynków na głównej ulicy miasteczka. Można tam kupić wszystko: warzywa, owoce, miód, ser, przyprawy, oliwki, kwiaty doniczkowe, żywe kury i koguty, drobiazgi gospodarstwa domowego… Właściwie mocno zdziwiona czy zaskoczona nie byłam, przypomina trochę polski rynek, tylko ciaśniej jest, ale gwar i atmosfera kupiecka bardzo znajoma. Kupiliśmy oliwki i przyprawy :)

Poza tym w całym miasteczku i w drodze na Wielką Plażę stoją sprzedawcy arbuzów oraz warzyw i owoców, którzy swoje stoiska mają także przy parkingach i na plażach. Ceny owoców i warzyw są bardzo niskie, np. kilo arbuza kosztuje 0,30 euro, 1 kg fig to koszt 1 euro.

Figi i arbuzy to była podstawa naszego jadłospisu.

Zdjęcia tutaj

Montenegro, cz VII Stare Miasto Ulcinj

Ulcinj jest stosunkowo małe, ma zaledwie 10 tys. mieszkańców, z czego większość narodowości albańskiej. Ulcinj różni się także religijnie od pozostałej części Czarnogóry. Tutaj muzułmanie stanowią większość. To może być dla niektórych problem, ale podkreślam, że nikt nam się nie narzucał, nie odczułam w żaden sposób że znajdujemy się w muzułmańskim kraju. (inaczej niż w Rotterdamie, kiedy tam mieszkałam) Meczety były, i owszem, ale nie rzucały się w oczy, czasami słyszeliśmy odgłosy śpiewanych modlitw.

Nad miastem góruje piękne stare miasto pełne romantycznych restauracji, tawern i zaułków. Nocą jest pięknie oświetlone, a rozciągający się widok na miasto, morze i małą plażę jest wspaniały. Warto wiec zatrzymać się na jednym z tarasów na kawę, soczek bądź drinka :)

Natomiast po zmroku promenada zamienia się nie do poznania. Mieszkańcy przebierają się i siadają na kamiennej ławce otaczającej plażę. Niemal każdy trzyma w ręku lody. W ten sposób spotykają się ze znajomymi, sąsiadami, plotkują, komentują wygląd i zachowanie przechadzających się turystów. Tworzy to niesamowity obraz ciepłej i żywej społeczności tego miasta. Wtedy też centralne ulice są zamykane dla ruchu drogowego. W samym centrum, na ulicach powstaje gwarny targ.

Jeżeli chodzi o lokale rozrywkowe, to Ulcinj nie ma się szczególnie czym pochwalić. Jest mnóstwo barów i restauracji, ale imprez z prawdziwego zdarzenia nie ma. A może to wynika z zachowawczej natury Czarnogórców?

Dla zainteresowanych trochę historii: Tereny dzisiejszego Ulcinj były zamieszkane już w epoce brązu. Sama osada powstała jak się szacuje w V w. p.n.e., zamieszkiwana przez rodzimych Illrian. Nazwa Ulcinj została przypisana temu miastu przez Rzymian, którzy opanowali te tereny.

Co ciekawe Ulcinj przez wieki funkcjonowało jako ostoja piratów. W średniowieczu miasto przechodziło z rąk do rąk, aż wreszcie w XV w. znalazło się pod panowaniem Wenecjan (jak większość dzisiejszego wybrzeża Czarnogóry). Po Wenecjanach przyszła kolej na Turków, którzy sprawowali tu rządy aż do 1878 roku.

Źródło: http://czarnogora.kissdesign.pl/52/ulcinj-czarnogora/

Zdjęcia tutaj




Montenegro, cz VI, Ruiny Starego Miasta Bar

To była nasza pierwsza wycieczka – oddech od plażowania. Ku naszemu zaskoczeniu chłopcy z przyjemnością wędrowali po ruinach zamku, opowiadali własne, wymyślone historie. Znów muszę ich pochwalić, bo zachowywali się jak prawdziwi turyści, czego nie można było o nich powiedzieć rok temu, kiedy zwiedzanie w ogóle nie wchodziło w grę.
W okolicy Starego Miasta Bar znajduje się ponoć najstarsze drzewo oliwkowe, liczące ok 2 tys lat. Niestety, nie udało się nam go znaleźć :(

W odróżnieniu do nowoczesnego miasta portowego jakim jest Bar, Stary Bar jest niewielkim, sennym miasteczkiem. I gdyby nie to, że nosi ślady sprzed ponad 1,5 tys. lat, to nikt nie wiedziałby o jego istnieniu.

W Starym Barze znajduje się jedno z najlepiej zachowanych miast warownych, którego powstanie datuje się na VI w. Całość zajmuje spory teren, dlatego na zwiedzanie należy przeznaczyć minimum dwie godziny.

Stary Bar rozwijał się na przestrzeni lat, dlatego najnowsze części, w tym np. wieża zegarowa pochodzą z XIX w. Oznacza to także, że budynki i fortyfikacje są zachowane w różnym stanie. Część z nich to zwyczajne ruiny. Cały czas jednak trwają prace archeologiczne i rekonstrukcyjne na tym terenie. Dlatego w kolejnych latach z pewnością Stary Bar będzie coraz większą atrakcją dla zwiedzających. To naprawdę spokojne i urocze miejsce.

Źródło: http://czarnogora.kissdesign.pl/50/stary-bar-czarnogora/


Opłata za wejście: 2 euro za osobę dorosłą, 1 euro za dziecko.

Zdjęcia tutaj,



Montenegro cz V Plaże kamieniste Liman I i Liman II Ulcinj


U stóp Starego Miasta, po północnej stronie znajdują się urocze plaże kamieniste Liman I i Liman II.
Są to bardzo małe, wąskie plaże, nie polecam dla rodzin z dziećmi. Tam znajdują się też prywatne plaże należące głownie do usytuowanych tam hoteli.

Ze Starego Miasta można tam dojść przez prawosławny cmentarz, do którego przylega niewielka, ale przepiękna, kamienna cerkiew. Uroku dodaje wspaniały stary gaj oliwny, który otacza świątynię i probostwo. Nie polecam wycieczki samochodem, ze względu na ograniczona szerokość drogi :)

zdjecia tutaj



Montenegro cz IV Mała Plaża Ulcinj

Mała Plaża to plaża w centrum miasteczka, pięknie położona w zatoczce, u stóp pięknego Starego Miasta. Właściwie nie ma o czym pisać. Jest zatłoczona, brudna, nie polecam. Byliśmy tam 15 minut, żeby zobaczyć. Potem przejeżdżaliśmy tam podczas ulewy, o czym napiszę w osobnym poście.

Zdjęcia tutaj