W koncu wrocilismy do normalnego rytmu, imprezy rodzinne juz zapomniane, emocje opadly i zyjemy sobie w miare spokojnie.
Goscie przyjezdzaja i wyjezdzaja, troche pracy jest, ale nie ma co narzekac.
Wczoraj bylismy na
Festynie Franciszkanskim, wzielismy udzial w loterii i wygralismy fajna beczulke na wino z kubeczkami (tylko bez zawartosci :). Spotkalismy tez proboszcza i poprosilismy o odczarowanie Stasia, ktory od dnia chrzin stal sie nieznosny. Smiechu bylo co nie miara, proboszcz zagadal do Stasia, ten udawal, ze go slucha, ale chyba czary zadzialaly, bo dzis jeszcze cyrkow z nim nie bylo :)
Potem poszlismy do miasta cos przekasic, ale w znanej i generalnie dobrej pizzerii zaserwowali nam taka pizze, ze sam jej widok spowodowal strate apetytu.
Wiktorek natomist budzil sie ze dwa razy w nocy, ale o dziwo, nie plakal, tylko cos tam do siebie gadal, wlaczal pozytywke i spaly oba znow do 7 rano, przepiekna godzina, bo i tak musimy o tej porze wstawac.
Tutaj jeszcze filmik z wczoraj, jak to Wiktorek 'przytula' Stasia i jak ogladaja TV (Baby TV)
Teraz rozpadalao sie niemilosiernie, na termometrze zaledwie 17 stopni, a wczoraj bylo prawie 40!!!!!!!!!!!