wtorek, 30 września 2008

Nierozgarnieta matka :)

Wczoraj bylismy u alergologa. No i wybralismy sie.
Ksiazeczki zdrowia, skierowania, pieluchy, chusteczki, melko (zamiast obiadku o 13), foteliki do auta, dzieci do fotelikow, jedziemy.
Zajechalismy pod przychodnie w Jeleniej Gorze, ta sama, gdzie chodzilam prywatnie do ordynatora ze szpitala w Kowarach. Srodek dnia, oczywiscie problem z parkowaniem (minusy posiadania duzego auta). Weszlismy na klatke schodowa, gdzie czekali jeszcze ludzie. Przerazilam sie iloscia osob. Zostawilam P. z synkami i poszlam na zwiady. Pod gabinetem, gdzie powinna przyjmowac dr Pomaranska tlumy. Okazuje sie, ze dr przyjmuje dopiero od 16. Wlosy deba mi stanely. Poszlam do rejestracji. Nie ma nas na liscie, ale ona jeszcze zadzwoni. No jestesmy. na liscie w Karpaczu :)
Nie mam pojecia jak ja sie umawialam. nic to. Pojechalismy wiec do Karpacza. Pogoda piekna, widoki rowniez urokliwe. Widok na Sniezke z innego punktu. Cudnie.
Znalezlismy klinike, a tam przed nami kilka osob. Nie bedzie zle, mysle. Ale pani doktor wyszla w miedzy czasie na obiad. Jakas pani z dzieckiem wcisnela sie przed nami. W sumie czekalismy prawie 2 godziny.
Chlopcy przegrzeczni. Cierpliwi. Znow wlaczyla im sie opcja 'zdziwienie'. W gabinecie bylismy tylko chwile, pani doktor obejrzala policzki, plamki na nogach, zapytala, czy my mamy astme, czy chlopcy przechodzili zapalenie oskrzeli. I skierowala na pobieranie krwi.
No i panika. Tzn ja spanikowalam, bo dziecko przed nami plakalo tak strasznie, ze sama myslalam, ze sie rozplacze. Piotrus probowal mnie pocieszac, a ja na niego nakrzyczalam, ze to boli, i zeby sie zamknal. A dzieci znow zadziwily mnie tak, ze oniemialam. Krew pobierana jest z zyly, z nozki. Wiktorek siedzial i probowal sie wyrwac z objec, stekajac, a jak pani pielegniarka powiedziala, zeby zaplakal, bo krew bedzie szybciej leciec to ziewnal sobie znudzony :) Stas natomiast wydawal piski radosci. Pozostawie to bez komentarza.
Spokojnie wrocilismy do domu, dzieci pospaly sie w aucie i wieczorem byly troche marudne, po odreagowaniu pelnego wrazen dnia.
Wyniki badan krwi za dwa tygodnie i wtedy tez kolejna wizyta. W Karpaczu :)

sobota, 27 września 2008

Jesienny weekend

Pierwszy jesienny weekend przywital nas sloneczkiem. I przekornie, jak chlopcy spali dlugo, bo zbudzili mnie dopiero przed siodma, to goscie nie dali pospac po nocy, bo przychodzili z durnymi pytaniami jeszcze po pierwszej w nocy. No coz, takie sa 'uroki' mojej pracy. Znow boli mnie glowa, ale mam nadzieje, ze z biegiem dnia minie.

W ubiegly weekend rozlozylismy chlopakom w pokoju kojec. Zajmuje on niemalze cale wolne miejsce. Troche sie obawialam, ze nie beda chcieli tam siedziec. Zwykle, jak nie spali, przebywali w 'duzym' pokoju, majac nas na widoku. Nie ma jednak problemu. Radio gra, a oni bawia sie bez protestow. Chyba sie im to podoba, a ja jestem spokojniejsza bo nie musze caly czas patrzec, czy ktorys nie wlazl pod stol czy pod lozko. Zdarzylo sie tez, ze Wiktorek zasnal podczas zabawy, jak widac na zdjeciach :)

Zauwazylam tez, ze im mniej maja zabawek wokol, tym lepiej sie bawia i sa spokojniejsi. Chyba zbyt duza ilosc zabawek rozprasza je i nie bardzo wiedza, czym sie bawic. Dlatego tez w kojcu czy na podlodze zostawiam tylko kilka i regularnie je wymieniam.
Poza tym Wiktorek probuje juz raczkowac, podnosi tylek do gory, ale po chwili stwierdza, ze latwiej jest sie czolgac i rezygnuje z raczkowania :)

W poniedzialek idziemy do alergologa. zapisalam nas na skierowania, bo terminowo nie mialo znaczenia czy prywatnie czy 'panstwowo'. Jezeli bedziemy musieli dlugo czekac, nastepna wizyte wezmiemy prywatnie.

Piotrus pojechal do szkoly (dla niezorientowanych Piotrus przygotowuje sie zaocznie do matury, nadrabia braki z mlodosci) a my sobie siedzimy w domku. Troche ogarne i chyba po drugim sniadanku pojdziemy na spacerek, korzystajac z ladnej pogody. Goscie jada sobie na wycieczke, wiec nie musze siedziec na miejscu.

I na koniec Wiktorek, zdjecie zrobione doslownie teraz, Stas spi a Wiktorek siedzi ze mna :)

poniedziałek, 22 września 2008

Weekend z Angelka

Zupelnie niespodziewanie przyjechala do nas Angelka. Cos tam nabroila w Lodzi i w ramach terapii wstrzasowej babcia (moja mama) wsadzila ja w autobus i wyslala do mnie. Przyjechala w sobote. Terapii z tego za wiele nie bylo, bo skoro ona lubi tu byc, to co to za kara? Tylko za chlopakiem swoim tesknila, ale po co sa wynalzki techniki? Telefon, GG, smsy i przezyla. Dalo rade, az sie sama zdziwila :) Spedzilisy mile, rodzinne dwa dni, ktore minely zbyt szybko.

A u nas z wiesci to Stas od dwoch dni raczkuje. Wiktorek pelza (czolga sie) za nim. Najwyrazniej inaczej mu sie nie chce, bo nawet nie probuje raczkowac. I wczoraj skonczyly 7 miesiecy. Az sie cisnie na jezyk - jak to szybko zlecialo.. Nie wyobrazam sobie, ze mogloby ich nie byc. Nie wyobrazam sobie jakby wygladalo zycie bez nich. Co bysmy teraz robili? Gdzie bysmy byli?
Szukam tez dobrego alergologa dla dzieciakow, bo maja jakies zmiany skorne na policzkach i obawiam sie, ze moze to byc jakas skaza bialkowa. Prawdopodobnie zmiana mleka pomoze, ale chcialabym, zeby potwierdzil to jakis specjalista. Nie chce sama eksperymentowac. W najwiekszym osrodku z lekarzami prywatnymi w Jeleniej Gorze nie ma alergologa, tyle sie dzisiaj dowiedzialam. Jutro zadzwonie do naszej pani pediatry i zapytam o jakis kontakt.

I mamy paszporty holenderskie do odebrania, na szczescie we Wroclawiu i nie musze ciagac ze soba dzieciaczkow.

czwartek, 18 września 2008

Siedzacy Stas :)

Stas juz od jakiegos czasu probowal siadac, ale od kilku dni zaczyna mu sie to naprawde udawac. Dzisiaj przeszedl samego siebie i korzysta z ka zdej okazji zeby usiasc. I nadziwic sie sobie nie moze, co widac na filmiku :)


Bylismy dzisiaj na spacerze, po raz pierwszy od kilku dni. Pogoda sie troche poprawila, przestalo wiac, i generalnie zrobilo sie milo. Sama z przyjemnoscia latalam z wozkiem po gorkach. Lord mi zwial i znalazl sie dopiero na koniec spaceru. Teraz bola go nogi i spi. Podobnie jak dzieciaki, spia jak zabite.

A w gorach, na Snieznych Kotlach pojawil sie pierwszy snieg... a przeciez mamy wciaz kalendarzowe lato...

niedziela, 14 września 2008

Koniec lata?

Zrobilo sie zimno. Dzis rano bylo 4 stopnie, teraz nie wiele wiecej. Grzejniki wrocily do lask.
Nie ma zadnych nowosci, no oprocz tego ze Wiktorek ma szostego zabka - gorna, lewa jedynke, wyszla w piatek, 12 wrzesnia. Od razu zaczal ladnie dosypiac porankami, skonczyly sie pobudki ok 5 rano.
Chlopcy staja sie coraz bardziej mobilni, zakupione juz zostaly, po dlugich poszukiwaniach, barierki do drzwi. Nie mialam pojecia, ze takie rzeczy moga byc tak potwornie drogie!! Zreszta, co tutaj jest tanie? Wlasnie ze wzgledu na cene po powrocie z Lodzi zmienilismy chlopakom mleko - z Bebilonu na Bebiko, ktore kosztuje polowe mniej.
Od wczoraj czuje sie byle jak, jakby mnie jakies przeziebienie lapalo. Od rana boli mnie glowa, lecze sie na razie mlekiem z miodem i czosnkiem. Brrr... I generalnie stad moje nie najlepsze dzis samopoczucie. Jutro bedzie lepiej!!

środa, 10 września 2008

Kilka nowych filmikow

.................................... w naszej Galerii Filmowej :)

Zapraszamy!



wtorek, 9 września 2008

Szczepienia

Bylismy dzis na szczepieniach. Tym razem tylko WZW, ostatnia dawka, i placona z kasy chorych. I oczywiscie znow bede nudna, ale chlopcy zachowywali sie wzorowo. Jak weszlismy do przchodni, obu zrzedla mina, Stas zrobil podkowke i zaplakal. Jakby pamietali, ze to TU robia zastrzyki :) Ale u pani doktor pokazali prawdziwych siebie, usmiechnietych, pogodnych bobaskow.
Przy zastrzyku obaj zaplakali, bo to dosc bolesna szczepionka. Raz dwa o tym zapomnieli. W drodze powrotnej zasneli i spali do samego obiadku.

I uwaga, chlopcy maja odpowiednio:
Stas 9820 gr i 77 cm, Wiktor 9830 gr i 78 cm
.
To dosc imponujaca waga na 6,5 miesiaca.

Jeszcze cos: Stas dzisiaj usiadl sam. Samo siedzenie nie trwalo dlugo, moze z minute? Moze dwie? Jak raz mu sie udalo, to nie zaprzestaje prob i udalo mu sie drugi raz :)
Wiktorkowi idzie druga gorna jedynka, i wczoraj byl bardzo marudny, w nocy spal niespokojnie (czytaj: ja rowniez spalam niespokojnie). Jedynka dalej w srodku, ale Wicus juz tak bardzo nie marudzi.
I to tyle na razie z biezacych wiesci, do napisania!

sobota, 6 września 2008

Wszedzie dobrze...

I jestesmy juz od wczoraj w domku. Zmeczeni ale zadowoleni, bo oczywiscie wszedzie dobrze ale w domu najlepiej. Nic wczoraj nie zrobilam, zaleglam na lozku i odpoczywalam. Za to dzis juz wstawilam pranie, przygotowalam nastepne i zabiore sie za rozpakowywanie i porzadkowanie reszty :)
Dzieci zadziwione, nie wiedzialy co sie dzieje. Rozgladaly sie wokolo, ciekawa jestem, czy rozpoznaly stare katy. Ogolnie caly wyjazd mozna byloby nazwac ZDZIWIENIE, bo taka byla reakcja chlopakow na wszytsko :)
Fajnie bylo wyjechac, zmienic otoczenie, zobaczyc, ze chlopcy znosza podroze bez klopotow. Dom tez nie zawalil sie podczas naszej nieobecnosci.
Lubie tu byc. Slonce wstaje teraz razem ze mna, od ktorego niebo plonie czerwienia nad gorami, zapach swiezosci na zewnatrz i taka cisza... Raniutko wyszlam w pizamie na zewnatrz i az zachlysnelam sie... spokojem...

A wczoraj (05.09.08) Wiktorkowi wyszla PRAWA GORNA JEDYNKA. I tym samym mam juz pieciozebne dzieci :)

Dopisuje: w sobote Stasiowi wyszla druga, prawa gorna jedynka! Odkrylam ja po napisaniu tego posta :)

czwartek, 4 września 2008

Pierwsza wizyta w restauracji

W czwartek, dzien przed wyjazdem, Babcia zaprosila nas na obiad do restauracji Chata Wuja Toma w Żabiczkach pod Lodzia.
Bylismy my z chlopacami, Pawel z Agnieszka, Ola i Krzysiem, oraz znajomi. Dziadek zostal w domu, bo byl chory. Chlopaki nic nie jedli, ale zachowywali sie wspaniale, zreszta tak jak wszystkie dzieci. Twinsy siedzialy najpierw w fotelikach a potem na krzeselkach. W ogole nie ma z nimi zadnych problemow :)



A wiecej zdjec w galerii Nasze Zdjecia (juz nowy album, z siodmego miesiaca :)

środa, 3 września 2008

W Warszawie

Bylismy wczoraj w Warszawie. Nie jest przesada to, co mowia w Traffic TVN24. jazda przez Warszawe wymaga duzej cierpliwosci a przede wszytskim czasu. Korki w godzinach poludniowych, popoludniowych i wieczornych. Koszmar. Nasza (nie mala przeciez) Lodz to niemalze miasteczko a Jelenia Gora to wioska, jesli chodzi o komfort jazdy po miescie. W ambasadzie spedzilismy prawie 2 godz ale wszystko zalatwilismy. Wyjechalismy o 10 rano, a wrocilismy o 21, z jedna przerwa na obiad w drodze powrotnej. A do Warszawy mamy 130 km. Chlopcy sa przecudni, grzeczni i cierpliwi, pomimo zaburzenia rytmu zachowywali sie wspaniale. Na obiad weszlismy do Ikei, gdzie podgrzalismy chlopakom mleko a potem sprintem przeszlismy przez sklep. Zakupilismy pare drobiazgow i w droge.

Dzis spokojnie, odpoczywamy, moze pozniej przejdziemy sie do Manufaktury.

wtorek, 2 września 2008

Meldujemy sie z Lodzi

No i pierwsza dluga podroz za nami. Chlopaki spisali sie wspaniale, jakby jazda autem 400 km byla najzwyklejsza w swiecie. Jestem z nich bardzo dumna. W Lodzi zaklimatyzowali sie bardzo dobrze. Nowe, turystyczne lozeczka wprawily je w zdumienie, ale ze spaniem klopotow nie ma.
W niedziele bylismy z chlopakami w Realu, wielkim hipermarkecie (ze 3 razy wiekszym niz hipermarkety w Jeleniej Gorze). To ich pierwsza wizyta w takim miejscu. A wczoraj bylismy u fotografa, gdzie rowniez odbylo sie bez klopotow. Caly czas sa zadziwieni, patrza wkolo nie bardzo wiedzac, co sie dzieje. Zwlaszcza hipermarket to odkrycie, tyle ludzi, swiatel, kolorow...

Stasiowi wyszedl kolejny zabek - lewa, gorna jedynka, w niedziele 31.08.2008.
A Wiktor dzis chyba mial klopot z dziaselkami. Budzil sie kilka razy z placzem, zasnal dobrze po polnocy, aby kilka min po 5 rano znow nie spac. Teraz za to spi jak zabity a Stas probuje mi pomagac pisac :)
Dzis wybieramy sie do Warszawy, pozalatwiac sprawy paszportowe w ambasadzie holenderskiej. Kolejna podroz przed nami, aczkolwiek juz wiem, ze bedzie dobrze.

Pozdrawiamy z Lodzi bardzo serdecznie!