czwartek, 22 października 2009

Tramwaj

Wczoraj wybrałam się do znajomych tramwajem (samochod zostal odstawiony do warsztatu). Zdecydowałam sie bo niedaleko, bo nowy tramwaj. Bardzo sie przygotowywalam do tej wyprawy. Poprosilam córkę żeby kupila bilety, wydrukowalam sobie rozklady. Biletów córka nie kupila, ale stwierdziłam, ze gdzieś po drodze powinnam jeszcze dostac.
Nic bardziej mylnego. Po godzinie 19 w bardzo ruchliwym punkcie miasta nie bylo miejsca, gdzie moznaby bylo bilet kupic. Popytalam oczekujacych na tramwaj, czy maja moze bilet do sprzedania. No nikt nie mial, ale ktos podpowiedzial, ze bilet mozna kupic u motorniczego.
Tramwaj przyjechal punktualnie, jak wyswietlono na tablicy. Niestety, pan motorniczy biletow nie mial. Przeszlam pol tramwaju probujac kupic bilet od pasazerow, narazajac sie na dziwne spojrzenia. W koncu mloda dziewczyna sprzedala mi dwa ulgowe bilety 10-minutowe.
A na najblizszym przystanku wsiadl kanar...
To trzeba miec szczescie, jechac tramwajem raz na kilkanascie lat i trafic na kontrole. Bilet mialam, ale odbylam z panem dyskusje, nt 'co by bylo gdybym nie miala biletu'.
Dyskusja nie przyniosla zadnej konkretnej odpowiedzi (oczywiscie mialabym klopot), ale pomogla mlodemu chlopakowi, ktory uciekl przed kanarem na nastepnym przystanku :)



A zycie w Lodzi/Glownie przyspieszylo, wszystko jest w porzadku, szukamy miejsca docelowego w Glownie, pracuje juz drugi tydzzien, dzieci zaaklimatyzowaly sie bezbolesnie...