wtorek, 29 listopada 2011

czajnik :)

W niedzielę w "Saturnie" chlopaki dobrali sie do 'ogladania' czajnikow i tosterow ktore byly wylozone na wysokosci ich malenkich lapek. Otwierali, zamykali, swietna zabawa.
Juz podchodzilam zeby ich stamtad zabrac ale pan z obslugi byl pierwszy.

I pyta groznym glosem:

- Co to jest?

Na co Wicus odpowiada:

- Czajnik.

piątek, 25 listopada 2011

Nasz nowy domownik :)

Ma na imie Gacek i jest rodowodowym pieskiem rasy Rosyjski Toy.


środa, 23 listopada 2011

Bal jesienny


Stroje zalatwione z wypozyczalni, Wiktorek byl liskiem a Stas jezykiem. pani zalozyla stroj tyl na przod i jezyk mial kolce na brzuszku :) Nie jestem przekonana, ze stroje im sie podobaly. W domu nie chcialy przymierzyc :)

środa, 2 listopada 2011

Liście piszę

Synek Stas pisze cos zawziecie w swoim zeszycie. Pytam sie:
- co piszesz Stasiu?
- liście piszę...
- Liście rysujesz?
- nie, liście zakupów piszę....

(no bo mowi sie w domu: zapisz na LIŚCIE.. )

:-)))

Koparka

Po kilkudniowej chorobie wyszlismy na spacer, a tam czekala na nas wielka koparka. Dlugo sie nie naspacerowalismy, bo koparka byla najwieksza atrakcja :)







środa, 26 października 2011

środa, 19 października 2011

Pasowanie na przedszkolaka

Pasowanie na przedszkolaka odbylo sie juz po polrocznym uczeszczaniu do przedszkola.
Chlopcy byli generalnie znudzeni i nie w temacie, ale i tak bylo fajnie :-)
Zdjecia tutaj

poniedziałek, 17 października 2011

poniedziałek, 3 października 2011

O tym, jak sie ma dlugosc nog do dlugosci snu :)

Wracamy w sobote z uroczystosci rozpoczecia roku akademickiego.
Angelica pyta, do ktorej chlopcy spali. Do szostej, jak zwykle, odpowiadam.
Angelica pyta wiec chlopcow: czemu wy tak krotko spicie?
Na co Stas po glebszym przemysleniu odpowiada:
No bo ja mam krotkie nogi :)

piątek, 30 września 2011

Samo zycie - na wesolo

Chlopaki pieknie sie rozgadali, o czym juz wspominalam.

Chlona slowa jak gabka i w niektorych sytuacjach az mnie zatyka z wrazenia a usmiech nie potrafi zejsc mi z ust :)

Z zycia wziete:

Piotrek mowi dzis do mnie: daj mi jakies pieniadze. Na co Stas sie wtrąca i mowi: Ale mama nie jest bankomat :D

W ub tygodniu wstalam z potwornym bolem glowy. Wzielam apap, popilam kawa, wstaly dzieci.
Mowie do nich:
- Prosze ladnie zjesc sniadanko, bo mnie glowa boli.
na co Wiktorek mowi:
- Winko pilas mamusiu??

Glowa bolala dalej, ale humor mi sie zdecydowane poprawil :-)

Jeszcze akcja z czerwca, ktora gdzies zapisalam:
Akcja w lazience - poszli sikac (oczywiscie razem), i spuszczaja wode kilka razy. Wolam: Co wy tam robicie z ta woda?
A Wiktor mowi: "Patrze jak dlugopis ucieka"
ide do lazienki, Stas nachylony nad kiblem i mowi: jeszcze raz, Kitolek, nie polecial!

środa, 14 września 2011

I juz po wakacjach.

Czas szybko mija, nie wiadomo kiedy i juz minelo kolejnych kilka tygodni.
W tym roku urlop mialam pod koniec sierpnia. Cale wakacje przepracowalam, dzieci chodzily do przedszkola. na szczescie mialam taka mozliwosc.
Bylam troche zajeta urzadzaniem nowego domu rodzicow, ktorzy przeprowadzili sie przed naszym wyjazdem.
Wyjechalismy nad polskie morze, do Rowow. Spedzilismy cudny czas, pogoda generalnie dopisala, oprocz kilku wietrznych dni. Zdjecia doskonale oddadza nasze klimaty i nastroje. Bylo plazowanie, spacerowanie, objadanie sie smakolykami, byly tez wycieczki po okolicy i zachody slonca. Zdjecia z wakacji 2011 Nudne, rodzinne, spokojne wakacje. Moje pierwsze prawdziwe wakacje  od wielu lat.

Na poczatku Wiktorek troche sie bal

Stas


Wiktorek

:)

Słońce schowało się za chmurami


Ostatni weekend spedzilam w Ustroniu, na kolejnym juz spotkaniu mam blizniąt.
Tym razem bylo nas 28. To bylo kolejne, wspaniale doswiadczenie.
Czekam na grupowe zdjecie, to na pewno pokaze :)

Chlopcy rozgadali sie juz na dobre. Jezyki rozwiazaly im sie tak do konca podczas wczasow nad morzem. Milo sie ich slucha, jak wprowadzaja do swojego slownictwa nowe slowa, jak podlapuja rozmowy doroslych :) Wchodzimy w najzabawnieszy czas, obserwujemy wyjscie w swiat nasze male szczescia.

sobota, 23 lipca 2011

Osiemnastka

No i mam pelnoletnia coreczke. Swietowalismy osiemnastke Angelki caly tydzien.
Zaczelo sie 16 lipca, impreza w klubie dla mlodziezy.


Z tej okazji do Lodzi juz w piatek przyjechala Gabrysia, ktora na codzien mieszka w Stanach. Gabrysia pokochała chłopców z wielka wzajemnoscia. Wiktorek nazywa ja swoja dziewczyna. Wczesnie zaczyna :)




Wiktorek z Gabrysią

W dzień urodzin, 20 lipca, poszłam z Angelką i naszą koleżanką Alą na zakupy do Galerii Łódzkiej (podczas zakupów nad Łodzią przeszła potężna burza której wcale nie zauważyłyśmy) a potem na obiad do fajnej knajpy, Esplanada. Na koniec obsluga przyniosla Angelce kawalek torta ze swieczka i zaspiewali sto lat. Bardzo sie wzruszylysmy tym milym gestem.
W sobote 23 lipca mielismy rodzinne spotkanie w naszym domu.
Pogoda nie dopisala przyjecie ogrodowe zmienilo sie w przyjecie domowe.
Ale i tak bylo milo i sympatycznie :)

Angelka jest juz po szczesliwie zdanej maturze, pracuje w WSInf w dziekanacie, wyczekuje wakacji, na ktore jedzie do Egiptu. A w pazdzierniku zaczyna studia na kierunku Pedagogika.

poniedziałek, 30 maja 2011

Przedszkole




W przedszkolu w minioną środe odbyły się występy z okazji Dnia Matki i Ojca. dzieci kompletnie się porozpraszaly i niewiele z tych wystepow wyszlo. Wiktorek wiekszosc imprezy przesiedzial na kolankcach u mamy, Stas sie za to baaardzo staral :)

Najfajniej bylo jednak tanczyc z rodzicami - filmik ponizej. Ale i tak bylo strasznie sympatycznie :)

środa, 18 maja 2011

Jestesmy, jestesmy :)

Ale dlugo nas nie bylo!!
W sumie nie wiem, dlaczego, chyba dlatego, ze jakos tak nie dzieje sie nic szczegolnego.
A wlasciwie to chyba wynika to z braku czasu i zapracowania. Postaram sie jednak nadrobic zaleglosci.

Z wazniejszych wydarzen to na poczatku kwietnia wyjasnila sie sprawa wiecznego kataru u Wiktorka. Pani doktor pediatra uparcie twierdzila, ze jest to tzw zlobkowy niezyt nosa, kazala zapuszczac kropelki i liczyc sie z tym, ze to szybko sie nie skonczy. Ale intuicyjnie czulam, ze ten smierdzacy katar to cos wiecej. Bylismy u laryngologa (6 kwietnia) i Wiktorek mial w nosie taka gbeczke - filtr od Fridy (0,5 cm srednicy, ok 1,5 cm dlugosci). Na szczescie pan doktor wyjal to sam, nie trzeba bylo jechac do szpitala. Pomijam fakt, ze do prywatnego lekarza (100 zl wizyta) czekalismy ponad poltorej godziny. Na szczescie juz po problemie, ale musialo mu ulzyc, jeszcze przez pare dni z przyjemnoscia wciagal powietrze, synek moj dzielny! Potem mialam wyrzuty sumienia, ze tak dlugo z tym zwlekalam. Przypuszczam bowiem, ze ta gabka siedziala mu w nosku conajmniej 2 miesiace, jak nie dluzej....

Poza tym bylismy w Ustce, od 25 kwietnia do 2 maja. To byla pierwsza rodzinna wyprawa na wczasy. Wynajelismy bardzo fajny apartament 4 pokojowy - wchodzi sie do salonu z aneksem kuchennym, i z salonu jest wejscie do 3 sypialni, lazienki i balkonu. Balkon byl z dwoch stron. Calkowite wyposazenie, w sumie bylo wszystko, nawet pralka, dlatego w sumie nie przywiozlam zbyt duzo prania. Tyle w kwestii praktycznej. Sam pobyt udal sie nam bardzo. Chodzilismy nad morze dwa razy dziennie. Kazdego dnia bylo slonce, ale niestety, kazdego dnia chlodniej i wietrzniej, co w sumie nam nie przeszkadzalo.
Bylismy w Jaroslawcu, gdzie 15 lat temu spedzalam najfajniejsze wakacje mojego zycia (sama z Angelka). Nie wiedzialam, ze Jaroslawiec jest tak blisko Ustki :) I odwiedzilismy tez wioske slowianska w Klukach. Unikalismy jak ognia promenady, bo pomimo uroku tego miejsca to za duzo tam komercji, samochodzikow na 2 zl, wiatrakow i innych tandetnych zabawek. Rozpraszalo to chlopakow, wiec wybieralismy plaze zachodnia, ktora miala w sobie wiecej wdzieku. Pozniej doczytalam, ze to plaza naturalna, a ta plaza wzdłuż promenady jest nasypywana sztucznie. No i plaza zachodnia byla blizej. Kazdy dzien przerywany byl kilkoma godzinami spokoju, musielismy bowiem wracac do domu na drzemke chlopcow. Nazbieralismy wiec duzo kamieni, muszelek, piaseczku :) Bylo nudno i spokojnie. Panowie zachwyceni morzem, potrafili dlugi czas patrzec na fale. Tylko to zmarzlaki, wiec szybko uciekali. Ale chowalismy sie na wydmach przed wiatrem i bylo super. Angelka byla z nami, i to chyba byly ostatnie wakacje z nia :) I tak sie zdziwilam, ze chciala jechac. Wynudzila sie bardzo, ale chyba tez troche odpoczela.
Aha, i jedno popoludnie spedzilismy z rodzina mojego taty - jego brata - , ktorzy mieszkaja pod Slupskiem.
Generalnie urlop sie udal, na pewno odpoczelam. Najwazniejsze, ze moja rodzina zadowolona, ja tez. Zdjecia tutaj

No i ostatnia wiadomosc, to Angelka jest juz po maturze. Generalnie poszlo przyzwoicie, czekamy do konca czerwca na wyniki egzaminow.
Angelka wybiera sie na wakacje, bedzie robic prawo jazdy i bedzie chciala tez popracowac.

A poki co to wszystko pod kontrola, dzieci w przedszkolu zaaklimatyzowaly sie fantastycznie, uwielbiaja tam chodzic a panie dzien w dzien sie nimi zachwycaja :)

czwartek, 10 marca 2011

i debiut w teatrze..

Wizyta w teatrze Wielkim była nie lada przezyciem.
Wrazenie niesamowite zrobila orkiestra siedzaca pod scena, a pan z gitara to po prostu ich ulubieniec, przy czym gitara to był kontrabas :D Nawet w trakcie przestawienia chcieli tam zaglądać, a Wiktor wrzucil panu swoje opakowanie po frytkach – taki miał gest gowniarz maly.
Poza tym zachwyceni – czarodziej co opowiadal bajke przed przedstawieniem okrzykniety zostal Mikolajem. Tanczace dziewczyny zdobyly ich serce, podobnie jak zwierzatka i krasnale – Mikolaje :) Krolewna raczej nie zrobila wrazenia, krecila się tam w kolko i tyle. Nie daly się wrobic w żadna burze, która grzmiała w lesie, naśmiewały się w glos i wolaly lampa jeszcze lampa jeszcze, podczas gdy inne dzieci umieraly ze strachu, myślałam, ze pekne ze smiechu. Przedstawienie zaczęło się pozno, bo o 17:30, wytrzymaliśmy wiec tylko do przerwy, która zaczela się kilka min przed 19. Ku wielkiej rozpaczy Stasia, który plakal rzewnymi lzami za Mikolajem, zebralismy się do domu. Już nie mogli usiedzieć, zaczeli się wiercic, byli glodni, spragnieni (strasznie było tam duszno i goraco) a jesc tam nie wolno ani pic (frytki zjedli po przedszkolu). Rano opowiadaly o dziewczynach, misiach, Mikolajach i migajacych światłach – to była swietna przygoda, mysle, ze warto chodzic na takie imprezy czesciej.


Tutaj kilka zdjec:

http://www.canabio.pl/?p=1227 http://www.canabio.pl/?p=1072

niedziela, 6 marca 2011

Nasz debiut w kinie.

Chlopaki przechodza samych siebie, wstajac codziennie chyba po piatej. Dzisiaj znow pobudka o 5:30. To zdecydowanie za wczesnie, zwlaszcza w weekend.
Potem sa marudni, zmeczeni. Dzis w ramach wypelnienia czasu poszlismy do kina na Poranki dla dzieci. To bylo ich pierwsze wyjscie do kina. Najbardziej podobalo im sie jezdzenie po ruchomych schodach, zrobilismy chyba kilkanascie rundek gora - dol :). W sali kinowej trudno bylo im usiedziec, najchetniej chodzili po schodach. Stas chcial zeby wlaczyc swiatla. Siedzenia sa troche za duze dla nich, bo skladaly sie razem z nimi :D
Po pol godzinie ogladania bajek o samochodzikach Wiktorek zaczal zasypiac, zebralismy sie wiec zanim zasnal. Potem znow kilka rundek schodami i pojechalismy do domu. Dzieci zadowolone, zmeczone, zjadly zupke i poszly spac :)
Aha, a w srode czeka nas wiyzta w Teatrze Wielkim, idziemy na Krolewne Sniezke



wtorek, 1 marca 2011

Pierwszy dzien w przedszkolu za nami

No to mamy juz przedszkolakow :) Bylo zupelnie dobrze.
Rano w domu troche protestowali, nie chcieli sie ubrac. Ale w drodze bylo ok. Wchodzilismy po schodach i tez fajnie. Mila Pani otworzyla nam drzwi i Wiktor troche zaczal jeczec. Ale spokojnie ich przebralismy i poszlismy na sale. Stas wpadl w nowe zabawki, opowiadal o mikoalaju, pamietal, bo w sumie to w tym przedszkolu zobaczyli Mikolaja po raz pierwszy ostatniej zimy. Wicus troche byl przestraszony, plakal. Ale oddalam go pani i wyszlam. Zanim doszlismy do drzwi juz nie plakal. A po poludniu chlopcy zachwyceni. Nie chcieli wyjsc, zaciagneli nas na sale i pokazywali wszystko. Juz zaczeli uczyc sie angielskiego, hahahah, ledwie po polsku mowia, a juz chodza i mowia z pieknym akcentem "okej" i "łan tu ti" (raz dwa trzy). Oby tak dalej! Mysle, ze duzo znaczy swoboda i brak zlobkowego rezimu oraz mala ilosc dzieci. Do tego po poludniu byli spokojni i nie marudzili, co jest wyjatkowym zachowaniem. Panie tez sa nimi zachwyceni - ze tacy grzeczni, ze tak ladnie spali, ladnie jedli, ze sie sluchaja - szkoda ze tylko w przedszkolu :D
Dzisiaj Wiktorek mocno ze soba walczyl, staral sie nie plakac, ale i tak sie troszke rozmazal. Poszedl na sale jednak sam, nie wczepial sie we mnie tak jak wczoraj. Z dnia na dzien bedzie coraz lepiej. To byl super wybor!

wtorek, 22 lutego 2011

No to mamy trzy latka :)

No i minal ten magiczny dzien, nasze male dzieciaczki staja sie przedszkolaczkami :) Zwlaszcza, ze ten tydzien jest ostatnim tygodniem w zlobku - od poniedzialku ruszaja do przedszkola o wdziecznej nazwie Chatka Kubusia Puchatka.

Urodzinki byly wczoraj, ale obchodzilismy je w niedziele.
Chlopcy przeszczesliwi. Az milo bylo patrzec jak sie ciesza, jak przezywaja. Swieczki dmuchalismy i spiewalismy sto lat kilka razy. A wieczorem przed snem wszystko opowiadali. Mam wrazenie jakby wiecej zaczeli gadac. Wzruszyli mnie bardzo moje doroslaczki :)

Zdjecia z imprezy tutaj





Bilans 3 latka: 14,8 kg i 95 cm :)

niedziela, 16 stycznia 2011

Integracja z psem :) i takie tam

Noworocznie sie witamy.

Po dlugim urlopie poszlismy do zlobka dopiero 10 stycznia. I po 3 dniach zostalismy w domu, bo zlapalo nas chorobsko. Na szczescie nie wyklulo sie nic groznego i jutro, ku niezadowoleniu chlopcow, jutro znow idziemy do zlobka.
Nie bylo lekko, bo marudne dzieciaki caly dzien w domu to zadna przyjemnosc. Bylam z nimi sama, bo Piotrek pojechal do Jeleniej Gory.
Takie wyrwanie z rutyny, nawet jak jest urlopowo-przyjemne, jest po porstu okropnoscia. Dzieci sie placza pod nogami, a u nas pojawia sie taki skubany syndrom, ze jak jestesmy w domu, to powinnismy miec ladnie, wysprzatane, no, COS powinnysmy robic. I zaczyna sie durna gonitwa za tym, zeby COS ukonczyc, robisz sie wsciekla, a dzieci natychmiast to wyczuwaja i zaczynaja sie naprawde szczerze platac pod nogami, wraz z pomyslami, ktore nie wpadlyby im w innej sytuacji do lebkow...Ja nie wiem, jak niektore mamy moga siedziec z dzieciakami caly czas, ja bym sie chyba powiesila. Zawsze szczerze je podziwiam. Ani wyjsc, bo chore i chlapa na dworze, a bawic to one sie chca tym co nie wolno. Rysowac? Owszem, po scianach. Wycinac? Najlepiej ksiazki. Malowac? Czemu nie, ale po meblach. Klockami najlepiej sie rzuca. W zwiazku z tym placza sie po domu, wyjmuja garnki, kasze, ryz (w torebkach) i gotuja, karmia psa, bawia sie w urodziny i dmuchaja swieczki i jecza wkolko ‘daj to’ . Na szczescie spia jeszcze w ciagu dnia, wiec mam pare godzin oddechu. A ponizej jeszcze filmik o karmieniu psa :)