Nie ma za bardzo o czym pisac. Dzis pozegnalismy na zawsze Lorda.
Naszego 11 latniego psa, Malamuta Alaskana. Byl ze mna od poworotu z Rotterdamu. Przed narodzinami chlopcow mial powazny wypadek. Mial nie chodzic i generalnie kwalifikowali go lekarze do uspienia. Nie dalismy sie. Trzy ciezkie operacje i pies wrocil do zycia. Nie byl juz super sprawny, ale dawal rade. Od jakiegos czasu mocno juz chorowal, ledwie chodzil. Dzis juz nie wstal :( Plakal pol dnia. Wezwalismy lekarza ale ratunku nie bylo :(
R.I.P. Lord. I will always keep you in my heart.
Anetko - taka strata zawsze boli. Przytulam Cię mocno...
OdpowiedzUsuńMoje kondolencje. To prawdziwy przyjaciel i taka strata zawsze boli ;).
OdpowiedzUsuń