niedziela, 1 marca 2009

Uff…

Za nami bardzo intensywny czas. Ferie się skończyły a wraz z nimi nawał pracy. Ostatnie dwa tygodnie były jednymi z najbardziej pracowitych tygodni od niepamiętnych czasów. Na początku lutego pani do pomocy wzięła zaliczkę i poszła sobie w siną dal, zostawiając po sobie straszny bałagan. Żeby mieć mniej zmywania, pochowała brudne naczynia do szafy!!! W związku z tym, że nie za bardzo da się znaleźć kogoś do pracy na szybko, postanowiliśmy ostatnią grupę obsłużyć sami. Czyli pani kucharka gotowała, ja sprzątałam i zmywałam a Piotruś odśnieżał. 30 osób, 3 posiłki dziennie i tony śniegu spadające z nieba. Naprawdę było co robić. W środę przyjechała Angelka, ale teraz znów jest w drodze do Łodzi. Przede mną sprzątanie całego domu (część już zrobiłam), ale najważniejsze, że nie jest to związane z określona godziną. To chyba było najbardziej wyczerpujące, czekanie na określoną godzinę aby przygotować posiłki, nakryć do stołów, pozmywać i w kółko to samo przez dwa tygodnie. Ja sprzątałam, zmywałam, a Piotruś odśnieżał, odśnieżał, odśnieżał…. Nie skłamię, jak powiem, że leży jeszcze ze dwa metry śniegu, pomimo tego, że drugi dzień jest odwilż.

W między czasie chłopcy skończyli roczek, który obchodziliśmy dwa tygodnie wcześniej, kiedy była jeszcze Angelka. Pomimo tego w dzień właściwych urodzin mieli jeszcze po symbolicznym torciku. W końcu jest ich dwóch, więc mogą mieć podwójne urodziny :)

Wszyscy mi mówią, ze jak roczek juz im minął, to jest juz z Gorki :) Hm, ja jednak wspominam te pierwsze miesiące, póki nie zaczęli raczkować jako błogi spokój. Pogodne, radosne niemowlaki, które dużo spały i płakały tylko kiedy były głodne. Teraz zaczyna się dopiero cyrk, kiedy zaczynają powolutku chodzić, coraz mniej śpią i coraz więcej rozrabiają. Stają sie bardzo absorbujące, ale przy tym są takie cudne, słodkie, pogodne i kochane, ze czas spędzany z nimi to naprawdę przyjemność. Jednak późne macierzyństwo jest zupełnie inne, w porównaniu z tym, kiedy urodziła sie Angelka.

A z umiejętności chłopców: dalej nie chodzą, próbują tylko ale i tak wygodniej im na czterech. Jeden i drugi potrafi już przejść parę kroczków doskonale zdając sobie sprawę z naszego zachwytu. Obaj 'gadają' coraz więcej. Coraz fajniej bawią się ze sobą, i na szczęście nie ma w zabawach agresji. Coraz częściej dochodzą z kojca czy łóżeczek wspólne śmiechy, a jak podglądamy co ich tak rozśmiesza zwykle są to drobiazgi typu: Wiktorek przechyla główkę na bok a Staś zaśmiewa się z tego, albo Staś wchodzi do pudełka co doprowadza do śmiechu Wiktorka :)

I tak właśnie zaczynamy drugi rok z chłopcami, po obfitych i częstych opadach śniegu nastała odwilż, zaraz zaczniemy wypatrywać krokusów na polu. Mam nadzieje że już z chodzącymi chłopakami!

2 komentarze:

  1. No to trzy buziaki pierwszourodzinowe (jak zwykle - spóźniona !!!!): pierwszy dla mamy, i podnym dla każdego jubilata :D (a pani od sprzątania - to dała czadu !!!!)

    OdpowiedzUsuń
  2. Miało być: "(...) i po jednym buziaku(...)", ale zeżarło kawałka...

    OdpowiedzUsuń