Wnerwila mnie troche Pani w przedszkolu. Wczoraj powiedziala mi, ze ja musze moje dzieci nauczyc pisac swoje imie. No i zonk. Czy 4,5 letnie dzieci musza umiec pisac?? Mi sie wydaje, ze na wszytsko jest wlasciwy czas, ze w sumie szkola jest od tego, zeby nauczyc dzieci pisac. I ze mam je uczyc lekko malowac mazakami, bo jak one maluja mazakami to przebija przez papier i niszczy sie ich nowy stol!! No kurde!! Zatkalo mnie. W czwartek jest zebranie i zamierzam poruszyc temat pisania i temat mazakow, bo jakos tak zenujaco to zabrzmialo. A moze to ja sie czepiam, przewrazliwiona matka??
I nie wiem w koncu jak do tego podejsc. Czy mowic o wszystkim na zebraniu czy pogadac z Pania dyrektor?
Update.
Nie wytrzymalam i w poniedzialek zadzwonilam do pani Dyrektor. Po poludniu sie umowiłam i wszytsko powiedzialam.
Dzieci beda szly normalnym planem nauczania dla 4 latkow, nie beda mialy ekstra lekcji pisania tylko beda mialy-a wlasciwie juz maja- poobiednia drzemke. O mazakach tez wspomnialam, i juz nie bedzie uwag w tym temacie.
27 wrzesnia w czwartek bylo zebranie. A tym glupim zebrani nic sie nie dowiedzialam. Dzieci w przedszkolu nie spaly bo mialy jakies zajecia jesienne (!!!!) a potem w trakcie zebrania byly marudne, jeczace, nie chcialy sie bawic, tylko ciastka jesc. Po piatyjm ciastku powiedzialam dosc. To Staszek zrobil awanture na pol Lodzi. Potem wyszlo, ze nie spaly.
Zupelnie nie moge pojac, czemu te Panie maja takie parcie na te cholerne zajecia dodatkowe. Jakby poszli zbierac te kasztany w piatek zamiast w czwartek to by sie nic nie stalo. Chyba. A jeszcze Pani przepraszala, ze zebranie pod koniec wrzesnia, bo niektorzy (tzn my!!) odpoczywali dluzej i urlop przeciagnal sie im do wrzesnia a ona chciala, zeby wszyscy byli na zebraniu, ktore, nota bene NIC nie wnioslo. Dostalismy cene ksiazek, ubezpieczenia, pani poopowiadala o programie nauczania, kazala przyniesc stroj do gimnastyki i koniec.
No i coz. Nastapil koniec wakacji. W sobote ok 5:45, 8wrzesnia, z wielkim zalem pozegnalizmy sie z Mariją i Nikola, z naszymi sasiadami i wsiedliśmy w auto w droge do domu. Tym razem pogoda dopisala i 1280 km przejechalismy jednego dnia, dokladnie w 15,5 godziny.
Mielismy dwie dluzsze przerwy na jedzenie (jedna w Austrii, druga w Czechach w McDonaldzie), na granicy stalismy ok 25 minut, potem jeszcze przerwa na tankowanie. W miedzy czase kilka razy szybkie siku i zmiana kierowcy. DRoga byla fantastyczna. Chlopcy spisali sie znow wysmienicie. Mamy prawdziwych twardzieli. W drodze prawie nie spali. Zasneli snem kamiennym ok 20:30, czyli w porze swojego snu. Staszek zanotowal jeszcze policje w Czestochowie i tyle go slyszalam. Na miejscu, o 21:45 Piotrek wynosil dzieci do lozek. Rozebralam tylko do majtek i koszulek i polozylam spac. Rano (ok 6:00) Wiktor zrobil mi awanture, czemu on sie nie kapal, i czemu nie ma pizamy... No coz. Zalozylam mu pizame, i sklamalam, ze mylam go jak spal :-) czyscioszek jeden :-)
Bardzo widoczna była zmiana pogody. Przed tunelem Sv Rok bylo 22 stopni. Po przekroczeniu tunelu tylko... 8....
PS. Dodam jeszcze, ze Piotrus wylowil z morza kilka podwojnych muszelek podczas nurkowania. I zapomnial ich zabrac. Uprzejma gospodyni przyslala je nam do Lodzi :)
Jadno z najbardziej magicznych miejsc w Chorwacji to Park Nnarodowy Krka ze słynnymi
wodospadami.
Pojechalismy do Skradin, tam stateczkiem (wliczonym w cene
biletu) do glownego wejscia. Sam stateczek zrobil na chłopcach olbrzymie
wrazenie, byli jak zaczarowani. Plynie sie ok 20 min. Drewniana kladeczka
przeszlismy cala tzw sciezke edukacyjną (ok 2 km). Nie kapalismy sie pod
wodospadem, bo bylo za gleboko, posiedzielismy troche na brzegu. Nie
wykupilismy tez wycieczki statkiem w głąb parku, bo uznalismy, ze to za dlugo
(miala trwac ok. 3 godzin) i za duzo wrazen na raz. Cała wyprawa zajela nam ok
4 godzin. Chlopcy pieknie dali rade, ale najwieksza atrakacja byly rybki w
wodzie i statek :)
Ale same wodospady
piekne. Zreszta, nie trzeba dużo pisać. Popatrzcie sami.
Nastepnego dnia popłynęliśmy na wycieczkę GlassBoat. Oczywiście radosc dzieci wielka, bo statki sa
najwieksza atrakcja. Wycieczka trwala ponad 3 godziny, z godzinna przerwa w
miasteczku na wyspie Prvic.
Stateczek ma szklane dno, przez które widac dno morza. Pan opowiadal
o tym, co widac pod nami, rozne ciekawostki o zyciu fauny i flory. Głownie o
ogorku morskim, jeżowcu, rozgwiedzie i małzach. Ogórek morski wyglądał troche
jak… kupa, ku wielkiemu rozbawieniu nie tylko chłopców. Zyjątko to, pomimo
swojego wygladu, stanowi bardzo wazna czesc Adriatyku, ponieważ jest to
naturalny filtr oczyszczajacy tamtejsze wody. Przed przerwa pan wskoczył do
wody i wyławiał wlasnie te żyjątka, można było je nawet wziasc do reki :-)
Godzinna przerwe na wyspie chlopcy spedzili na plazy taplając
się w wodzie a ja pospacerowałam sobie po okolicznych uliczkach. Niesamowite
wrazenie robi miasteczko, po którym nie jezdza samochody! Więcej opisów pod zdjęciami
W jeden z pochmurnych popołudni (byly w sumie trzy deszczowe czesci dnia przez 2 tyg, temperatura spadla wtedy do 28 st) pojechalismy do pobliskiego miasteczka Szybenik. Piekne, stare miast, z twierdza na szczycie. Szkoda tylko ze aparat byl przestawiony i zdjecia znow ciemne...
Kilka dni minęło zanim oswoiłam się z tym nowym światem.
Naprawde, tam było jak w bajce. Zupełnie inna roślinność. Zapach unoszący się w
powietrzu którego długo nie potrafiłam nazwać. A to był przede wszystkim rozmaryn,
zmieszany z zapachem lawendu oraz zapachem dojrzewających fig i oliwek. Były tez
niesamowite dzwieki cykad, których tez nie potrafilam nazwac. Myslalam ze to jakies skrzeczace ptaki, które
brzmiały mniej wiecej jak zakłócenia na lini telefonicznej. Pierwsze dni spędziliśmy głównie na plazy i na
zwiedzaniu okolicy. Było bardzo gorąco, pomimo że to był już koniec sierpnia.
Każdego dnia ponad 30 st. Chłopcy czas spędzali głownie w wodzie, co bardzo dobrze
wpływało na ich apetyt, ale nie na zmęczenie.
Zasypiali dopiero ok. 20:30-21:00 ale wstawali tradycyjnie po 5 rano,
nie wiem czy raz pospali co najmniej do szóstej. Na szczescie w apartamencie
mielismy Internet, który wykorzystywałam głownie do puszczania im bajek na you
tube.
Chorwacja 2012 - ogolnie to sa zdjęcia tzw ogolne, przedstawiające nasze codzienne zycie w Chorwacji. Pod zdjęciami sa tez opisy.
Siedze sobie i mysle, co powinnam jeszcze napisac, o czym zapomniałam.
Mam te miejsca caly czas w glowie i po prostu jak mi się będzie przypominalo to
będę aktualizowala posty albo dodam nowe.
Zajechalismy do miejsca przeznaczenia ok. 12:30. Zgodnie ze wskazówkami
wjechaliśmy właściwie prosto na plaze. Zostawilam chłopaków, którzy natychmiast
wskoczyli do wody a sama poszlam szukac nam apartamentu.
W pierwszej lini brzegowej były miejsca, ale było troche drogo. Poszlam więc w
okolice agencji, która proponowala mi bardzo tanie apartamenty ale dopiero za
kilka dni. I to był strzal w dziesiątkę.
Znalazlam dom z apartamentami u prywatnej osoby. I Pietro, 3
sypialnie, dwie lazienki, dwa tarasy, widok na morze, kuchnia z pelnym wyposażeniem,
klimatyzacja. Po prostu ekstra. Bardzo szybko tez dogadaliśmy się co do ceny.
Już po wczasach mogę dodac refleksje, ze trafiliśmy wspaniale.
Gospodarze bardzo życzliwi, ciagle zapraszali nas na poczęstunki, gospodyni
Marija dawala w garnuszku rozne lokalne smakołyki do sprobowania. Dla mnie
hitem okazaly się swieze figi, które w niczym nie przypominaja tych suszonych, które
można dostac w PL. Figi rosły wszędzie, niemalze jak chwasty. Za naszymi oknami
mielismy drzewa figowe na wyciagniecie reki. Jakie one były dobre!
W linku poniżej zdjęcia apartamentu oraz drogi na plaze. Nie
wiem, czy było ze 100 m.
Fajne było tez to, ze na plazy można było zostawic koc i sobie pojsc. Była to
taka rezerwacja miejsca. Nikt tego nie
ruszyl.
W drugim tygodniu pobytu do apartamentu na II p dojechala
bardzo sympatyczna para polakow, z którymi bardzo się zaprzyjaźniliśmy. Oporcz
nas dom zamieszkiwali jeszcze Czesi oraz para Niemcow.
Nasi gospodarze w tym czasie gościli swoja rodzinę z Serbii. A ponieważ szykowali
się do wyjazdu do domu Marija i Nikola zaprosili wszystkich gości na pożegnalny
obiad. To było wspaniale doświadczenie – tyle narodowości przy jednym stole.
Głownym daniem na obiad była … osmiornica. No coz. To nie jest moje ulubione
danie, hahahaha
Jednego dnia nasz gospodarz Nikola zabral nas swoja
motorowka na wyspę. Opowiadal o swojej pracy, ze zajmuje się budowaniem
kamiennych domow. Nie udalo nam się okreslic, z powodu bariery językowej, czy
on ma firme z bratem, czy brat ma firme, czy pracuja u kogos – nie ma
znaczenia. Wycieczka była super, zwłaszcza, ze w drodze powrotnej uciekaliśmy przed
burza :)
Wyprawa motorówką - zdjęcia trochę ciemne, aparat sam (???) się przestawil.
I jeszcze zolwie, ktore chodza po podworku, fantastyczne!
To był bardzo planowany wyjazd. Długo nie mogliśmy się zdecydowac,
ze względu na dluga podroz. Ale za namowa kilku znajomych decyzja zapadła. Jedziemy
do Chorwacji. Miejsce: Srima/Vodice.
Przed wyjazdem zaopatrzyliśmy się w lodówkę turystyczną,
zapasy wody, napojów i żywności: makaron, ryz, słoiki z jedzeniem i takie tam.
To był bardzo dobry pomysł, bowiem ceny w Chorwacji są średnio o 25 % wyższe
niż w PL.
Bardzo wazne jest żeby się ubezpieczyc. W mBanku za ubezpieczenie turystyczne
rodzinne na 2 tygodnie zapłaciłam ok. 150
zl. Do tego w NFZ załatwiłam (bezpłatnie) Europejska Kartę Ubezpiecznia
Zdrowotnego. Taka karta jest wydawana na miejscu, bezpłatnie, po wypelnieniu
wniosku i okazaniu RMUA. Na szczescie nie przydaly nam się te karty, bo wszyscy
byliśmy (i wciąż jesteśmy) zdrowi.
Odległość Łodz-Srima: 1260 km. Wyruszylismy w niedziele(26.08)
wczesnym rankiem. Prawie cala droge
padal deszcz. Tylko w Czechach swiecilo slonce.
Pierwszego dnia Przejechalismy przez Czechy, Austrie, Słowenie. Z powodu trudnych warunków pogodowych zdecydowaliśmy
się na nocleg przed granicą chorwacka w Słowenii, w okolicy miasteczka Ptuj. W sumie prawie 900 km jechalismy 11 godzin.
Nocleg w hotelu strasznie się chłopcom podobal,
a chyba najbardziej to, ze wszyscy spalismy w jednym pokoju :)
Nastepnego dnia, po obfitym sniadaniu, wliczonym w cene
noclegu, ruszyliśmy dalej. Chorwacja nie jest jeszcze w EU, więc staliśmy z 15
min w kolejce do odprawy paszportowej, co było czasem bardzo krótkim. Żeby przekroczyć granicę powinno się mieć paszport, ale ponoc dowod
osobisty tez wystarczy – istnieja bowiem jakies umowy miedzy panstwami Unii i
Chorwacją, które ułatwiaja przekraczanie granicy chorwackiej.
Jak już przejechaliśmy granicę to zaczeła się bajka….
Bardzo szybko zacząl zmieniać sie krajobraz, co dla mnie bylo niesamowite. najwieksze wrazenie zrobily na nas tunele. A po przekroczeniu jednego z nich, który biegnie przez pasmo górskie Velebit (Tunel Sveti Rok, długośc pobad 5600 m) wjechalismy w inny swiat... to bylo niesamowite!! Chlopcy zniesli podroz fantastycznie. Mieli telewizorki DVD i czas zabijali ogladaniem filmow, a głownie Klub przyjaciol Myszki Miki. Ani jednego incydentu. Ani jednej klotni. Po prostu jechali. Sa fantastyczni.